Moi kochani czytelnicy :D

wtorek, 30 kwietnia 2013

Rozdział 2.

                                                 Rozdział II        

                                                                I

Czasem miałam nadzieje zasnąć w tym ludzkim ciele i obudzić się w innym. Zawsze zastanawiałam się jak to by było umrzeć we śnie. Zasnąć i się nie obudzić... Ale oczywiście nie mogłam tego marzenia zrealizować, bo Elijah i tak by mnie odesłał do Ziemi Przeklętych, ale w innym ciele więc po co to by mi było? Już nie marzyłam o śmierci pogrążona we śnie. Chciałam umrzeć zanurzając się w zielonych oczach Simona i słuchając jak szepczę me imię.... Melodie... Melodie... Me imię wypowiedziane jego głosem z lekkim akcentem, który pochodził z jakiegoś zakątka Europy. Ale śmiem wątpić, że tak umrę. On umrze przede mną. Przeze mnie. Będę musiała go zabić. Wiem o tym. Przez 16 lat zdążyłam się pogodzić z tą myślą, ale Simon to zniszczył. Zależy mi na nim. Cholera, zależy mi na kimś kto jest cholernym Archaniołem w ciele śmiertelnika. Nie raz pewnie na mnie patrzył tam na górze nie odzywając się słowem. Gdybym tylko wiedziała, że zostanie zamordowany... Ochroniłabym go. Czy by tak myślał ktoś kto go "zabił"? Śmiem wątpić. Pewnie teraz morderca siedzi i się śmieje ze mnie. Głupia anielica dała się złapać złapać jeszcze głupszemu Archaniołowi.
    Spojrzałam spod książki na Simona. Mrużył oczy i gryzł ołówek zastanawiając się co by napisać w odpowiedzi. Wyglądał słodko, nie da się zaprzeczyć. Gdy na mnie spojrzał zasłoniłam się podręcznikiem do historii. Zrobiłam to tak gwałtownie, że podpaska, którą tam trzymałam spadła na podłogę. Cholera!! Schyliłam się po nią, ale sukinsyn, Ray, na nią nadepną. Odgarnął z oczu grzywkę.
    --Okresik, hę?--spytał i jego tępi kompani zaczęli się śmiać.
    Spojrzałam mu w bursztynowe oczy. Krył się w nich strach pod warstwą chęci zrobienia mi wiochy przed Simonem. Muszę zdrapać mu ten uśmieszek z tego pyska.
    --Tak i co z tego? Przynajmniej mam narządy do rozmnażania się a nie tak jak ty, Ray.--spojrzałam na jego krok.--Puste gacie, co?
    Zrobił się czerwony. Uśmiech znikł z jego twarzy a pojawiła się złość oraz chęć zemsty. Zamachną się jakby chcąc mnie walnąć, ale ktoś chwycił go za rękaw koszuli i szarpną do tyłu. Zdziwiłam się widząc Simona.
    --Mama cię nie wychowała, LaPomer?--spytał z jadem brunet.--To ja cię czegoś nauczę.--pchną go na biurko. Ray uderzył się w jego róg i upadł na ziemię z głuchym walnięciem. Skrzywił się łapiąc za brzuch.--Nie zadzieraj z dziewczynami bo chłopak może ci przywalić.
    --Kolejny narzeczony Melodie?--spytał a Simon go kopną w brzuch. Z ust blondyna trysnęła krew.
    --Jakieś słowo jeszcze ci Ray leży na wątrobie?--Archanioł spluną mu w twarz. Blondyn przeklną.--Tak myślałem. Jakby co mogę ci je wykopać.
    --Wykop sobie lepiej grób, Simon...
    Twarz bruneta wykrzywiła się ze złości. Jego oczy pojaśniały jakby ogień się w nich pojawił. Zacisną szczękę i zamachną się. W ostatniej chwili złapałam go, ale ten mnie odepchną. Upadłam uderzając w coś głową. Przed oczami pojawiły się gwiazdy. Zakręciło mi się w głowię.
    --Cholerny pieprzony drań!!--wrzasnęłam czując przeszywający ból z tyłu głowy.--Zabije cię!!
    Mój własny głos przeszywał mnie od środka. Nie mogłam tego słuchać, ale nie mogłam zamilknąć. Musiałam wykrzyczeć cała złość.
    Simon kopną Raya i podbiegł do mnie.
     --P-przepraszam--jęknął.
     --Spoko S.--pocieszyłam go.--Kilka szwów i po sprawie.
     Zakręciło mi się w głowie. Czułam jak świadomość mnie opuszcza. Wymykała się chociaż starałam się do niej przylegnąć całym ciałem. Ale nicość mnie wzywała. Chciała mnie otulić do snu jak troskliwa matka swe dziecko. Nie chciałam się do niej przytulić porzucając Simona. Ale nie mogłam dłużej walczyć z opadającymi powiekami, które warzyły prawie tone.
    Czy właśnie spełniło się moje skryte marzenie? Świadomość mnie opuszczała przy smutnym głosie Simona, który mnie przytulał i całował po całej twarzy natarczywie. Chciałam żeby pocałował mnie w usta. Nic innego nie pragnęłam. Tylko poznać smak jego warg oraz ich miękkość.
    Melodie...
    Simonie...                                                      

środa, 24 kwietnia 2013

Rozdział 1. część II

                                                     Rozdział 1.

                                                                      II

Serce mi się ścisnęło. Simon? Czy ja dobrze zrozumiałam? Chodzi jej o Simona O'Conora? Mam się nim zająć? Mam go zabić a nie niańczyć! On jest potrzebny na górze a nie tu, by zaliczać jakieś beznadziejne testy!
    --Simon O'Conor, tak?--spytałam.
    --Tak. Skąd to wiesz Melodie?--odparła staruszka.
    --Słyszałam plotki--skłamałam.--Od Alicji. 
    Wstałam zabierając torbę z ziemi, która była okropnie brudna. Skrzywiłam się podchodząc do staruszki. Uśmiechnęłam się. Siwowłosa pani chwyciła moją rękę i pociągnęła mnie do pokoju dyrektora. Skrzywiłam się czując zapach whisky, papierosów i cygar. Ledwo było widać chłopaka siedzącego na przeciwko pana starszego pana, przez dym. Zaczęłam się krztusić, ale udawałam, że wszystko okej.
    --Panie O'Conor. To panna Melodie.--przedstawiła nas sobie staruszka.--Idźcie na korytarz. Pan dyrektor was usprawiedliwi.--uśmiechnęła się. 
    Simon wyprowadził mnie z pokoju dyrektora. Pomógł mi wykrztusić, prawie, płuca. Poryczałam się!! Przed Archaniołem. Kurcze, jak ktoś się o tym dowie to zaczną plotkować. 
    --Dzięki Simon.--podziękowałam gdy przestałam się krztusić.
    --Skąd wiesz jak mam na imię? Nie przedstawiałem się.
    Spojrzałam na niego. O mój.... Simon był cholernie przystojny!! Miał jasnobrązowe włosy, które spadały mu na czoło, lekko opaloną karnację, jasnozielone oczy z ciemniejszymi obwódkami, miękkie, przystojne rysy, prosty nos, usta o cudownym kształcie. Był ubrany w ciemnozielony T-shirt, dżinsy do kolan, które wyglądały tak jakby sam je skrócił, oraz w czarne trampki. 
    --S-są p-p-pl-otki, że t-t-ak ma-sz...
    --Masz problemy z wymową?-spytał łagodnie. Przymkną oczy  dzięki czemu wyglądał jeszcze przystojniej.
    --Tak.--starałam się, by głos mi nie drżał.--Chodziłam do logopedy, ale zrezygnowałam. Wiesz...
    --Tak, wiem. I rozumiem.--odgarnął mi włosy z twarzy.-- Czesz się do tyłu. Pokazuj swoją śliczną buzię. I nie farbuj włosów.
    --Nie farbuje się!! To jest mój naturalny kolor.
    Skiknął głową.
    --Wiem. Od dziecka mam taką, hm, moc? Nie wiem jak to nazwać. Może dar? Mniejsza o to. Chodzi mi o to, że wiem co jest naturalne a co nie. Wiesz o co mi chodzi?
    --Wiem.-odparłam. Dziwne, czułam się jakbym go znała od lat.--Kiedyś słyszałam coś czego nikt nie słyszał. 
   Zbliżył twarz do mojej w niebezpieczny sposób. Nabrałam powietrza. 
    --W jakim sensie Melodie?
    Moje imię wymówione jego głosem... Mmm... Najpiękniejszy dźwięk w moim życiu.
    --Mogę powiedzieć sens czyiś myśli.
    Spojrzał mi głęboko w oczy. Po raz pierwszy w tym durnym ciele poczułam ciepło przepływające przez nie. Może dla tego, że po raz pierwszy z kimś rozmawiam? 
    --Spróbujesz może z moimi?
    Zamknęłam oczy skupiając się na jego umyśle. Był bardziej zabezpieczony niż innych osób. No tak, to Archanioł w ludzkim ciele. Weszłam do myśli Simona. Widziałam tam siebie: dziewczynę o mlecznej cerze, długich, lekko zakręconych, złotych włosach, kocich, srebrnych oczach, delikatnych, ale ładnych rysach. 
    --Myślisz o mnie.--powiedziałam jeszcze bardziej się skupiając na jego umyśle.--Uważasz, że jestem ładna. Miło. Chcesz zaprosić mnie na bal.
    Otworzyłam oczy i zamrugałam parę razy by odciąć się od myśli Simona. 
    --Wyczytałaś wszystko.--powiedział zdziwiony.--Więc jak, pójdziesz?
    Uśmiechnęłam się.
    --Jasne. Przyjdź do mnie o ósmej. Jutro ten bal, tak?
    --Yhy.-spojrzał na obraz przed nami.--wydaję mi się, że cię znam, Melodie.
    --Mi również Simonie. Mi również....
  

Rozdział 1.

                                             Rozdział 1.

                                                              I

Wszystko szło mi jak po brudzie w tej gównianej Ziemi Przeklętych. Nie umiałam pisać testów, robić dekoracji, biegać w ludzkim tępię i grać w zbijaka. Ciągle się bałam, że ktoś walnie mnie w ślad po skrzydłach i, że się nie podniosę. Ten ból, by był gorszy niż poród, niż spalenie żywcem, nawet od tych rzeczy razem wziętych. Ale to ludzkie ciało mnie dobijało. Było ciasne i niepraktyczne. Czułam się w nim jak w więzieniu. Rozerwałabym je, ale raz próbowałam. Cięłam się. Krew spływała strumykiem po jasnej skórze, ale wciąż było to więzieniem. Nie poczułam się ani na moment lepiej. Ale ta czerwona ciecz mnie zainteresowała. Pachniała metalicznie i tak kusząco. Była lepsza niż perfumy.  
    Ale wróćmy do rzeczywistości. Siedziałam na lekcji religii i słuchałam tego co mówiła nauczycielka. Śmiałam się w duchu. Myślała, że wszystko jest idealne. Że tam na górze jest ućciwość. Ja jestem żywym dowodem, że jej nie ma. Zesłali mnie do Ziemi Przeklętych, bo uważają, że to ja zabiłam Archanioła. Ja anioł, który ma najniższą rangę jaką się da mieć. Jakbym miała zabić kogoś tak potężnego? Musiałabym mieć broń, którą ma Elijah. 
    --Melodie, wstań!--rozkazała nauczycielka a ja to zrobiłam. Uśmiechnęłam się buntowniczo.--Co cię tak bawi? Też byśmy chcieli się pośmiać. 
    --Przykro mi, ale nie mogę powiedzieć. I to nie pani interes. Nie ma w regulaminie, że nie można się śmiać. Czyż tak nie jest, hm?
    Nauczycielka zaczęła się jąkać szukając odpowiedzi. Patrzyła na uczniów szukając pomocy, ale nikt nie wyciągnął do niej pomocnej dłoni. Spoglądali na mnie z otwartymi ustami. Nikt jeszcze się jej nie sprzeciwił. Wiem. Jest uważana za "silną sztukę", ale dla anioła to pikuś. Wystarczy znaleść lukę w ich umysłach i można postawić się każdemu. Dowiedziałam się, że boi się sprzeciwu. Od razu zyskałam od niej szacunek. Jako pierwsza się jej postawiłam. 
    --Melodie, siadaj dziecko...-wydukała. Zrobiłam to nie przestając się uśmiechać jak łobuz.-Proszę teraz się nie śmiać. A więc.....
    Prowadziła monolog, którego prawie nikt  nie słuchał. Patrzyli na mnie gdy unosiłam ołówek siła woli. Na szczęście Elijah tego mi nie odebrał. Bym się załamała bez żadnej zabawy. Zostałam ośmieszona na górze, ale na Ziemi Przeklętych miałam zamiar być lubiana. Kiedyś już taka byłam, ale spory szmat czasu temu. Zostałam zamordowana w wieku 15-nastu lat. Byłam w barze ze swoim chłopakiem i bach!! Ktoś wyciągnął broń i zaczął nią wymachiwać jak wariat. Chciałam go jakoś obezwładnić, ale poszło na marne. Gdy zaczęłam się z nim szarpać broń wystrzeliła. Kulka przeszła na wylot. Nic nie czułam z wyjątkiem ogarniającego zimna. Tak wygląda śmierć.
   Ktoś zapukał do drzwi. Nie zadowolona nauczycielka przerwała monolog na co klasa westchnęła z ulgą. Opuściłam ołówek gdy w klasie ukazała się starsza pani z jakąś kartką w ręku. Nawet z odległości 5-ciu ławek czułam zapach papierosów i burbonu. 
    --Melodie McCartny.-powiedziała staruszka.--Obecna?
    --Tak.--odparła nauczycielka a pod nosem dodała.--Niestety.
    Siwowłosa pani się uśmiechnęła i zaczęła czytać: 
    --Panna Melodie McCartny jest proszona o to by się zajęła jutro nowym uczniem. Wie jak wyglądasz. Sam podejdzie.--Uniosła stare oczy, które mówiły, że jest mądra i starsza niż mówiły jej zmarszczki.--Jest nieśmiały. Znam tego chłopca. Bardzo miły.--Zachichotała.--Polubicie się. 
    --Psze pani, ale jak on ma na imię?--spytałam.
    --Simon.--odparła z szerokim uśmiechem. 

wtorek, 23 kwietnia 2013

Prolog i poznanie :D

Witam wszystkich :D Nazywam się Gabi, co pewnie zauważyliście wpisując adres. Chodzę do gimnazjum. Kocham książki o wampirach i innych takich stworzeniach. Piszę książki od szóstej klasy podstawówki.  Mam nadzieję, że Wam się spodoba moja książka :)
******************************************************************************
                                                                                        Prolog

Wszyscy na nią patrzyli z obrzydzeniem. Nie mogła znieść ich oskarżycielskiego spojrzenia. Spojrzała w ziemię, ale nawet ona wydawała się ją osądzać o to, że zabiła Archanioła. Jak ona, zwykły anioł, mogła by podnieść choćby rękę na kogoś tak wysokiej rangi? Nigdy by nie skrzywdziła nawet człowieka. 
   Strażnik szarpną jej ramieniem tak mocno, że o mal nie krzyknęła.  Inny z aniołów walną ją w skrzydła. Warknęła upadając na kolana.  Łzy piekły ją w oczy. Była najbardziej upokorzoną osobą od stuleci. Była oskarżona o coś czego nie zrobiła. I miała zostać zesłana do Przeklętej Ziemi. Miała mieszkać w śród ludzi. Już nie chciała tam wracać. Tam było okropnie. Wszędzie cierpienie, śmierć, a ona miała to znosić przez najbliższe 1000 lat. Miała umierać i odradzać się w innym ciele, ale w ciąż pamiętając swą zbrodnie. Czyż to sprawiedliwe? Nie udowodnią jej tego a miała cierpieć jako człowiek...
   Elijah, Archanioł o złotych skrzydłach, podszedł do niej i Strażników. Machną ręką na znak, że mają ją podnieść. Zrobili to, a ona podniosła na niego oczy pełne łez.
   --Wagabundo, spójrz na mnie.--rozkazał Elijah. Zrobiła to zwijając się ze wstydu.--Przyznajesz się do tego czynu??
   --Jakiego czynu?-spytała patrząc mu w oczy.--Chodzi o to, że zabiłam Archanioła? Nie, nie przyznaje się. Nie zrobiłam tego. Jestem tylko aniołem. Zaraz pewnie Upadłym. 
  Archanioł skiknął głową.
   --Zgadza się. Ale nie możemy udowodnić twojej winy więc masz Łaskę.--odparł.
  Tłum w okół nich zaczął szeptać. Strażnicy również.
   --Jaką Łaskę?
   --To proste zadanie.--powiedział Elijah obojętnie. --Dusza Daniela, zabitego Archanioła, jest w ciele nie jakiego Simona O'Conora. Masz go zabić, by powrócił do nas. Podołasz temu zadaniu Wagabundo?
  Spojrzała na otaczających ich tłum szukając przyjaznej twarzy, która mogła, by coś jej podpowiedzieć, ale żadnej takiej nie znalazła. Wszyscy patrzyli na nią jak na morderce. Serce jej się ścisnęło. Spojrzała na anioła o złotych skrzydłach. Patrzył na nią inaczej. Jakby wierzył, że to nie ona zrobiła. Ucieszyła się, że mogła coś z jego twarzy wyczytać. 
  --Zrobię to--zgodziła się.-- Ale zrzuć mnie tam gdzie jest Simon.
  Archanioł się zgodził i rozkazał Strażnikom pozbawić ją skrzydeł...