Moi kochani czytelnicy :D

niedziela, 27 października 2013

Rozdział 16.

                                            Rozdział 16. 

Dzień wcześniej...

Dzień randki...

Oczywiście, że musiałam tam pójść!! No kto, by nie poszedł na randkę z takim kolesiem jakim jest Simon? Na samą myśl o  nim robiło mi się gorąco a serce ogarniało jakieś przyjemne ciepło, którego nie mogłam przytłumić nawet paroma kieliszkami whyski. Nie myślcie, że byłam upita. Była tylko lekko wstawiona, co mi dodawało odwagi. Oraz ciuchy, których nigdy nie zakładałam. Fioletowo-zielona sukienka na ramiączka do uda, która mocno zarysowywała moje piersi oraz brzuch. Greckie sandałki na małym obcasie. Były jeszcze dodatki, no ale po chwili zrezygnowałam z większości, by zostawić tylko spinki na głowię i naszyjnik z moim piórem. Gotowa na randkę poszłam pod szkołę.

 ***

Czekam, czekam, czekam i doczekać się nie mogę!! Stoję od piętnastu minut i nadal go nie ma. Czy mnie wystawił do wiatru? Pewnie tak... W końcu kto by chciał się ze mną umówić? Na pewno nie Simon. Jest za fajny... Eh... Chyba pójdę do niego i mu wygarnę. I tak zrobiłam.
Po paru minutach stałam przed jego domem. Były tam nadal ślady po domówce, ale nie było tam przynajmniej syfu.
Zadzwoniłam. Nic. Zapukałam. Również nic. Weszłam.
-M-elodie...-usłyszałam zmęczony głos Simona.
Spojrzałam z mocno bijącym sercem na ziemię. W kałuży krwi leżał Simon. Był wykończony, cały poobijany. Pobity. Nie miał na sobie koszulki, a z pleców wystawały mu szczątki skrzydeł. Nawet tak ich nie można nazwać. Czerwone ślady z Anielskich zaklęć pulsowały w rytm jego ledwo bijącego serca. Starał się wstać, ale z jego gardła wydobył się krzyk i upadł na ziemię jęcząc z bólu.
Byłam przerażona. Nie, przerażenie to za mało. Uklękłam i starałam się sobie przypomnieć zaklęcie, ale nie mogłam. Mój umysł przykryła jakby mgła. Nawet nie mogłam sobie przypomnieć jak się nazywam, a co dopiero Anielski Język. Mogłam jedynie zrobić to co człowiek. Pobiegłam do łazienki, wzięłam tyle bandaży ile się miał i owinęłam jego szczątki skrzydeł. Materiał szybko przesiąkł, ale nie poddawałam się. Musiałam uratować Simona. Nie mógł stać się Wygnanym. Gdyby te czerwone znaki, by zniknęły już nie będzie nigdy Archaniołem tylko Wygnanym, Wyklętym.
Demonem.
-Simon, Simon, odezwij się, błagam-szlochałam starając się mu nie zrobić krzywdy, choć to było trudne. Nawet napięcie mięśni go bolało. Skrzydła w końcu były połączone z plecami, co nie pozwalało mu się choćby ruszyć.
-Zzostaw mnie-wychrypiał.
-Nie!! Nie zostawi cię, Simon, nie zostawię!! -krzyczałam nie wiedząc co dalej począć.
Ogarnęło mnie zimno i ciepło. Co... Nie, nie nie nie nie nie nie!! Nie teraz, proszę....
Krzyknęłam opadając na podłogę obok Simona. Zaryłam paznokciami podłogę wyginając kręgosłup w łuk. Wrzasnęłam tak, że sama się zdziwiłam, że człowiek może wydać z siebie taki dźwięk. Pełny bólu, rozpaczy, nadziei. Ból rozsadzał całe plecy. Cała mnie. Wiedziała, że opuszczam swoje ludzkie ciało, by znów stać się Aniołem.  Przeżyłam to parę tysięcy lat temu. I to światło...
Elijah.
Przede mną stał Elijah. Pokój Simona i on sam zniknęli. Stałam przed Archaniołem w swoim prawdziwym ciele. Już nie byłam Melodie. Byłam Wagabundą. Staliśmy w białym blasku. W złotych skrzydłach Elijaha odbijała się scena śmierci Simona. Wił się w niewyobrażalnym cierpieniu w kałuży krwi. Poruszał wargami, ale nie wiedziałam co mówi.
-Wagabundo, brawo-pochwalił Elijah.
-Za co mnie chwalisz?! On zamienia się w...
-I o to chodziło-powiedział.
-Co?!!?!?!?!
Elijah uśmiechnął się a jego skrzydła zamieniły kolor. Były czarne.
Demon.
Cofnęłam się o parę kroków, ale mnie chwycił za nadgarstek i pociągnął do siebie. Czułam ten nieznośny odór siarki. Był Demonem i to nie byle jakim. A samym posłańcem szatana. Było to czuć po jego zapachu i widać po skrzydłach.
Jego szpony wbijały mi się w nadgarstek raniąc aż do krwi, ale ona nie była czerwona tylko czarna. Wiedziałam co to oznacza. Zaczęłam stawać się jak on. Demonem.
-Puszczaj! -wrzasnęłam.
-O nie, kochana-warknął a odór siarki mnie otoczył.
-Czego chcesz?
-Czego ja mogę chcieć?-zapytał sam siebie. -A wiem, twojego i Daniela Upadku.
Starałam się wyrwać, ale ciemnej krwi zaczęło się robić co raz więcej. Musiałam przestać. Jedno z moich piór już było czarne.
-Spieprzaj!-wrzasnęłam. -Weź mnie a Simona zostaw! Słyszysz?! Czemu to robisz sukinsynu?! Czemu?! Co on ci zrobił?!
Zaśmiał się.
-Doprowadził do Upadku-wyjaśnił.- Dwa wcielenia temu zostałaś oskarżona o zabicie Archanioła, prawda? Ale to ja go zabiłem. Ja zabiłem Daniela, najważniejszego Archanioła. Ja!! Elijah! Odkrył coś czego nie powinien, ja doprowadzałem do Anielskiej Egzekucji. I do Upadków innych Aniołów. Więc go zabiłem i zrzuciłem winę na ciebie. Czyż to nie genialne?! Zabiłem go a jestem czysty!! Użyłem do tego Miecza Michała. Pamiętam nadal ten dźwięk, gdy ostrze przebiło mu się przez żebra... Gdy przebiło mu serce i doprowadziły do tego, że ja sam stałem się Demonem a on-człowiekiem. A teraz-podniósł dłoń.-doprowadzę ciebie, Wagabundo, do Upadku.
-Zrób co chcesz!!-wrzasnęłam przerażona-ale zostaw, zostaw Simona... Zostaw go...
-Kuszące, ale nie.-fuknął.
Uderzył mnie w twarz z taką siłą, że upadłam. Chwycił mnie za skrzydło i je wyrwał. Wrzasnęłam. Boli!! Strasznie boli!! Czułam się tak, jakby palono mnie żywcem. Każdy nerw płonął, a ja nie mogłam nic z tym zrobić.
Przepraszam Simon, przepraszam...
-Simon!!-usłyszałam głos Anny Rosy.
Elijah odwrócił się tak, żeby mieć widok na swoje skrzydła. Warknął widząc Anne Rose w Anielskiej postaci pochylającej się nad Simonem. Położyła dłoń na jego plecach i zaczęła wymawiać Anielskie Zaklęcie.
Uśmiechnęłam się mimo przerażającego bólu. Simon jest bezpieczny, Simon... Zostanie Danielem... Archaniołem...
Myśli ode mnie uciekały. Wiedziałam, że mdleje. Świadomość wyciekała mi przez palce, ale zdążyłam poczuć przerażający ból, gdy Elijah wyrywał mi kolejne skrzydło. Wrzasnęłam i poddałam się nicości Upadku.

***

Wagabunda... Myślałem. To dzięki niej jestem cały. Nie dzięki Anny Rosie. Ona mnie uzdrowiła, ale Wagabunda się poświęciła, by mnie uratować.
Ciągle o tym myślę, gdy patrze na Ziemię Przeklętych. W tedy jej szukam. Mojej Melodie. Znajduję ją co parę lat. Patrzę jak dorasta, staję się nastolatką, żeni się, starzeje i umiera. Serce mi się kraja, ale cóż mogę zrobić? Nie mogę przywrócić jej skrzydeł.
Chwyciłem Miecz Michała. Od wieku chcę to zrobić. Przykładam ostrze tam, gdzie skrzydła się łączą. Zaciskam wargi, by nie krzyknąć i zamachuję się.
Upadam dla ciebie, Melodie.
Kocham cię...


I o to koniec mojej książki!! Jak Wam się podoba koniec?? ;)  W ogóle jak przeżycia?? ^^
Dziękuję Wam za wszystko, a szczególnie, że mnie spieraliście ;) To dzięki Wam skończyłam tą powieść :D A jutro, a może nawet dzisiaj pojawi się prolog albo rozdział, sama jeszcze  nie wiem, na moim nowym blogu: http://gdynasniebedzie-mjgabi.blogspot.com/ serdecznie do niego zapraszam!! :D
Dziękuję za wszystko i serdecznie pozdrawiam!! ^^
P.S. jeśli macie blogi zostawcie link w komentarzach :D Chętnie poczytam!! <3 Kocham Was!!






sobota, 26 października 2013

Rozdział 15.

                                           Rozdział 15. 


Dwa dni wcześniej...


Wiecie, że życie może być piękne?
 Ha! Jaja sobie z was tylko robię. Życie to jedno wielkie gówno a potem się umiera, jak to ujął Jacob Black z sagi "Zmierzch". Zgadza się to w stu procentach. Jak ktoś nie wierzy niech zostanie Upadłym i niech sam się przekona ile jest bólu i cierpienia na Ziemi Przeklętych. Ludzie umierają co parę sekund. Nawet niektórym nie jest pisane zobaczyć słońca i gwiazd. Skandal! Najładniejsze rzeczy na tym przeklętym świecie nie są dla wszystkich. Mogliby przynajmniej to ujrzeć, potem zginąć. No, ale wtedy byłoby trudniej się rozstać z tym świtem.  Chyba, że to anioł w drugim ciele. To może cholera trafić i się modlić o śmierć. Mogłabym być nawet Stróżem, by tylko się stąd wynieść. Czy proszę o tak wiele, Elijahu?
Z tych czarnych myśli wyrwał mnie dzwonek do drzwi. Odłożyłam książkę i poszłam otworzyć. Zdziwiłam się widząc w progu Ercia. Zamiast powiedzieć choćby "hej" pocałował mnie. Ja pierniczę! Nogi się pode mną ugięły, ledwo na nich stałam!! Jęknęłam mu w wargi powstrzymując się żeby nie zanurzyć się z nim w namiętnym pocałunku. Musiałam się zmusić, żeby go odepchnąć. Poczułam, że chce mocniej do mnie przywrzeć, ale odsunęłam się. Oboje oddychaliśmy ciężko przez tą pieszczotę.
-Okej, to było niezłe-pochwaliłam.-Ćwiczyłeś?
-Yyyy-nie wiedział co odpowiedzieć.
-Język mi za głęboko wsadziłeś i ci go nie oddałam?
Uśmiechnął się przypominając mi dawnego siebie. Był szczęśliwi. Zapewne dlatego, że mnie pocałował i to nie byle jak. Ale z języczkiem.
Zaprosiłam go do środka. Wszedł z chęcią i rozgościł się na sofie. Poszłam w jego ślady i usiadłam obok chowając książkę, której nikt, oprócz mnie, nie powinien widzieć.
-No, po co przyszedłeś?-zapytałam.
-Po nic.-odparł.
-Po nic? Dla ciebie to było nic? Wsadziłeś mi język do gardła, człowieku! To cud, że nie zwymiotowałam ci do ust, bo poruszyłeś tym czym nie powinieneś.
-No może po to-przyznał.
-No, wreszcie jakiś postęp. Mów co ci leży na wątrobie.
-E, okej. Czy to prawda, że chodzisz z Simonem?
Ja i Simon? Marze o tym! Ale czy chodzimy? Nie... Śmiem wątpić, czy w ogóle kiedyś będziemy. Na górze na pewno nie. Może tylko w moich snach i we wspomnieniach, gdy mnie całował. Ale to co się działo na stołówce...
-Nnieee-odpowiedziałam.
Zmarszczył brwi patrząc na mnie.
-On uważa coś innego-stwierdził.
-CO?!?!?!?!?!?!?!?!
Oparł się wygodniej i uśmiechnął się jak łobuz. Miałam ochotę go za to zabić.
-A no. Mówi co innego. Ponoć się baaaardzo kochacie. Bez skojarzeń proszę.
Ja i.... Nie. Chce mnie tylko wkurzyć. Na pewno.  Ale mogę mieć lipną nadzieje... To lepsze niż nic.
Jakby na zawołanie mój telefon zaczął podskakiwać, ale za chwilę przestał. Wzięłam go i zobaczyłam wiadomość od Simona. Zagryzłam wargę, by nie pokazać tego co właśnie czułam.
Hej, z tej strony Simon ;) Masz dla mnie czas jutro?? Chce pogadac. No moze cs wiecej :* 
Odpisałam.
Jasne!! 
No okej, jutro przed szkola?? O 20 <3 
Radość ogarnęłam moje serce i resztę ciała. Idę na randkę! Na randkę z najseksowniejszym facetem świata!! JA!!!
Ale bym nigdy tam nie poszła jakbym wiedziała co się stanie....

Hej, to znowu ja :D Specialnie się wysiliłam i napisałam kolejny <3 Ale chyba Was zadowolę, za 2-3 rozdziały koniec!! Heh, kolejny blog już zrobiony, jestem zadowolona, ale dam Wam, gdy skończę pisać na tym ;) Jesteście ciekawi?? Mam nadzieje, że tak :D Jestem taka podniecona, że pokarze Wam inny świat!! Inną swoją książkę!! Mam nadzieje, że będzie dłuższa od tej, bo ta to króciutka :c Kończę ją, bo pomysły mi się kończą, a z tamtą mam masę!!
Pozdrawiam serdecznie i całuję <3 Ale nie jak Eric xD
P.S. jutro powinien być nowy rozdział, ale nie wiem czy się wyrobię, nic nie obiecuję ;) Pa :*

Rozdział 14.

                                                         Rozdział 14. 


Świat jest do bani!-tak brzmiały moje pierwsze słowa, gdy się obudziłam. No czy tak nie jest? Mieszkamy w jednym miejscu przez całe życie, ludźmi rządzą pieniądze i inny człowiek oraz "policja" na której widok niektóre dzieciaki szczekają albo miauczą. Po co? Nie mam zielonego pojęcia. Ale to robią chyba sami nie wiedząc dlaczego. Przecież oni w ogóle nie przypominają psów ani innych zwierząt. No niektórzy tylko chomiki, wpakowują sobie do ust pączki jakby od tego zależało ich życie. 
Szłam do szkoły przygnieciona wagą plecaka pochylając się, tak że omal nie dotykałam włosami ziemi. Słuchawki trzeszczały w uszach przyprawiając mnie o dreszcze. Oglądałam zbyt dużo horrorów, przyznaję się bez bicia a szczególnie Silent Hill. Tam radio wydawało taki dźwięk, gdy jakiś zombie się zbliżał. Wzdrygnęłam się za pierwszym razem, ale później miałam wrażenie, że naprawdę jakaś pielęgniarka się za mną czai lub Piramidogłowy. To było straszne. Koszmarne. Ale przywykłam do tego. W końcu co innego bym mogła zrobić?
Tak jak przywykłam do śmierci Simona.

Wiem wiem wiem, baaaardzo krótki rozdział, ale chcę Was przetrzymać w napięciu :D Często, gdy czytam książki jest taka chwila ciszy przed burzą i to denerwuje ^^ Wiem, zła ja :D Poszłam w ślady tych autorek i tak samo zrobiłam Wam, buahahahaha!!
Dobra, teraz parę słów ode mnie. I na poważnie. Za niedługo kończę z tym blogiem, bo za jakiś czas będzie koniec. Ale wymyśle coś nowego ;) Już nawet mam pomysł ^^ Lubicie horrory?? Mam nadzieje, że tak, bo mam pomysł właśnie na horror typu mangi "Doubt" i "Swort Art Online" :D Dam Wam znać na tym blogu o tym moim pomyśle ^^ Serdecznie zapraszam i mam nadzieje, że czkacie na następny rozdział ;)
Serdecznie dziękuję, że ze mną jesteście :D Tylko dzięki Wam jeszcze piszę ^^
A więc co myślicie co będzie następnie?? Simon przeżyje?? Będzie Archaniołem?? A może w ogóle czymś innym?? Z kim będzie Melodie?? Jak się pozbiera po śmierci Simona?? Jak on umarł?? Spokojnie, wyjaśni się wszystko :D
Pozdrawiam serdecznie!! ^^ 

środa, 23 października 2013

Rozdział 13.

                                                Rozdział 13.


Walka... Od kąt jestem na Ziemi Przeklętych nie jeden raz ją widziałam. Rozlew krowi. Pamiętam nadal, gdy zobaczyłam ją po raz pierwszy. Szłam ciemną uliczką , w pierwszym ciele. Jakiś dwóch starszych chłopaków podeszło do innego, młodszego z którym siedziałam na angielskim. Siedział rozmawiając z kimś przy kantorach. Uśmiechał się serdecznie i mi pomachał, gdy mnie zobaczył. Uniosłam rękę, by odwzajemnić ten miły, ludzki gest. Ale zamarła w powietrzu. Nie mogłam się poruszyć. Nic nie mogłam. Tylko patrzeć jak te dryblasy unoszą go za kołnierz koszulki. Jeden z nich chwycił za ręce i wykręcił w tył. Starał się wyrwać, ale nie miał szans. Byli za silni. Wyżsi. Ciężsi. 
Nie miał szans. 
Ale szarpał się ze wszystkich sił chcąc wyswobodzić ręce z żelaznego uścisku. Wrzasnął tak, że zostałam zadziwiona tym, że człowiek może taki dźwięk z siebie wydać. Jego kolega ruszył mu na pomoc, ale drugi ze starszych walnął go w brzuch. Na ziemię trysnęła krew. Skulił się zamykając usta. Upadł. Starszy ruszył do chwyconego młodego. Zamachnął się...
Zablokowałam cios. Jego ręka zatrzymała się tuż przed twarzą biednego chłopaka. Patrzył na mnie zdziwiony, że zatrzymałam cios. Użyłam do tego Anielskich Mocy. Inaczej bym nie miała szans. Kopnęłam go w splot słoneczny powalając na ziemię. Odwróciłam się i od razu zostałam zmuszona chwycić młodszego chłopaka, bo mi go rzucił uciekając. 
Ale ta walka, którą miałam teraz była inna. 
Oczy Simona popatrzyły na nożyk, który przecinał materiał koszuli. Delikatnie krwawił. Wiedział, że jak wbije go mocniej przebije mu serce. I umrze. Trafi tam na górę i znów będzie Archaniołem, którego się wszyscy obawiają. A ja już nie będę Upadła. Będę Aniołem wyższej rangi.
-Nie ruszaj się-rozkazałam.-Nie chcę żebyś cierpiał choć cię nienawidzę. Załatwię to szybko. Obiecuję.
-Nie chcę byś to szybko załatwiła-wychrypiał.-Masz tego w ogóle nie robić.
-No chyba nie.
-Proszę, Melodie... Wagabundo..
Wagabunda. Tak mnie nawał, gdy leżał na mnie i zdejmowałam mu spodnie. Pamiętam wciąż jak jęczał, gdy go dotykałam, gdy manewrowałam przy jego rozporku...
Nie! Skarciłam się w myślach. Mam go zabić a nie się z nim użerać. Muszę to zrobić... Dla dobra ogółu. dla dobra tego wszystkiego na górze. Ale jak mogę takie coś zrobić wiedząc, że sama siebie unieszczęśliwię? To wbrew naturze człowieka, nawet Anioła! A ja jestem tymi dwoma... Jak mam mu wbić ten nożyk w pierś kiedy moje serce i rozum krzyczą "nie"?
Muszę to...
Simon chwycił moje nadgarstki w żelaznym uścisku i usadowił sobie mnie na kolanach. Zostałam zmuszona usiąść na nim okrakiem i patrzeć w jego cudowne, zielone oczy, które ukrywały nieziemską mądrość. I coś jeszcze. Miłość. Taką zwyczajną co każdy człowiek ją przeżył. Prawdziwą, szczerą, bezwarunkową. Prawdziwą.
-Melodie, jeśli chcesz zrób to-wyszeptał prawię dotykając moich warg swoimi. -Ale daj mi się po raz ostatnio pocałować, proszę. Gdy to zrobię, możesz mnie zabić. Nie będę walczył. Nie mam zamiaru. Ale pocałuję cię.
-J-jasne.
Zrobił to. Zbliżył swoje wargi do moich i mnie pocałował. Namiętnie. W taki sposób, że jakbym stała na stówę bym upadła. Jego wargi były... idealne. I jeszcze pieścił ręką moje udo, choć zasłonięte dżinsami czułam ciepło jego dłoni, jej miękkość. Tak... idealnie... Nie mogę nawet trzeźwo myśleć! Ale po co mi myśli w takiej chwili? Są zbędne. Ważne, że jego wargi należą teraz do mnie, są połączone w miłosnym uścisku.
Teraz.
Za chwilę zostały oderwane. Z rozpędu pocałowałam go w brodę. Podniósł mnie i sam wstał, by usadzić mnie na swoim krześle. Byłam tak rozkojarzona wargami, które mnie przed chwilą pieściły, że nie zauważyłam, że mam w ręku nożyk.
Uklęknął i chwycił mnie za rękę. Tą z bronią. Ustawił ją tak, że wystarczyło, żebym ją lekko pchnęła i, by została wbita w jego pierś. Popatrzył mi w oczy, które błyszczały jak szmaragdy. Zacisnęłam palce na rękojeści.
-Zrób to-wychrypiał.
Zrobię to.
Nie zrobię.
Sama już nie wiem.
Co mam zrobić?....



sobota, 19 października 2013

Rozdział 12.

                                                   Rozdział 12.


Wsadziłam do uszu słuchawki chcąc zagłuszyć i oszukać zmysły. Włączyłam najgłośniejszą piosenkę jaką miałam i zatraciłam się w niej rozmyślając nad słowami piosenki The Doors "Hello, I love You". Przegryzałam wargę za każdym razem, gdy był refren. Zamknęłam oczy nie chcąc pokazać w nich kryjących się łez, których od całego dnia nie chciałam wypuścić, aby nie pokazać słabości przy wszystkich uczniach. Ale teraz siedziałam sama na stołówce jak najdalej od nich. Ich myśli mnie przerażały. Nie chciałam być w ich głowach, za chiny!! Nawet sobie nie wyobrażacie, o czym oni mogą myśleć. Fuj!
Wbiłam się mocniej w drewniane krzesło, które w ogóle nie było wygodne. I wzięłam frytkę z przesiąkłego tłuszczem talerzyka. Wsadziłam go do ust chcąc czymś załagodzić koszki smak goryczy, który miałam przez cały czas w ustach przez to co mi zrobił Simon, człowiek, którego kochałam nad życie. Była nawet ważniejszy od tego, że mogę stać się Wyklętą, nie Upadłą, na wieki wieków.
Upadła to Anioł, który jest pół Wyklętym pół Aniołem. Wiele osób myli te pojęcia. Jest to jak wyrok w zawiasach. Mogą się mylić, oczywiście. Ale są pewne różnice. Wyklęty jest demonem, jak te z Biblii nazywane Upadłymi. Ale ktoś właśnie się pomylił i nazwał ich inaczej. Trochę irytujące. Ale się przyjęło. Co na to poradzić? Tak jest i już. Nie mogę tego zmienić.
-Hej-ktoś się przywitał.
Uniosłam lekko powieki i je szeroko otworzyłam widząc przy swoim stoliku Simona. Uśmiechał się do mnie jakby przed paroma godzinami na moich oczach, nie całował innej. Zagryzłam wargę i zignorowałam go. Wcisnęłam frytkę do ust.
-Ej, Melodie-dotknął mojego ramienia.
-Zostaw mnie, okej?-mruknęłam unikając jego wzroku.-Zostaw mnie samą.
-Coś się stało?-zapytał z troską.
-Zostaw mnie samą-powtórzyłam przeżuwając frytkę jak gumę do żucia.
Targały mną sprzeczne uczucia. Z pewnej strony chciałam pocałować Simona tak jak wtedy, za pierwszym razem, bez wylądowania na nim ani pod nim; a z drugiej strony- by odszedł i poszedł gdzieś z dala ode mnie. Oddałam się temu drugiemu. Wiedziałam, że jest słuszny. I dobry. Po tym co mi zrobił powinien zostać ukarany. Niech o mnie walczy. Chcę zobaczyć, co do mnie czuję. Jak o mnie walczy. Chcę, by poczuł to co ja, gdy ją całował.
-Nie możemy pogadać?-spróbował ponownie.
-Nie. Nie mamy o czym-stwierdziłam krzywiąc się, bo słuchawki wydały nieprzyjemni pisk. Jakieś zwarcie. I muzyka została przełączona na Michaela Jacksona "She's out of my life". Idealnie opisywała to co właśnie czułam.
-Powiedz mi o co ci chodzi-poprosił.
Spojrzałam na niego sceptycznie i prychnęłam biorąc kolejną ziemniaczaną pałeczkę.
-Po co? I tak to cię nie obchodzi, Archaniele.
Usiadł obok mnie i mnie objął. Starałam się ukryć, że jego dotyk nie sprawił mi przyjemności. Zostałam obojętna wpatrzona w frytkę, którą trzymałam.
-Rozmowa jest ważna, wiesz?-zapytał dotykając mojej szyi nosem.
-Ale z tobą już nie są-warknęłam.- W ogóle jesteś już nie ważny. Zepsułeś to. Zepsułeś. Byłeś dla mnie ważny. Ale teraz już nie. Chcę byś znów się stał Archaniołem i wyniósł się z mojego życia, tego ludzkiego i Anielskiego.
-C-cooo?-zdziwił się.
-Cicho bądź!
Chwyciłam nożyk ukryty w kieszeni i obróciłam się z wymierzoną bronią prosto w jego klatkę piersiową, tam gdzie miał serce... Serce, które nie należało do mnie.
Teraz.
Ani nigdy.


czwartek, 17 października 2013

Rozdział 11 i moje specialne podziękowania ^^

                                         Rozdział 11. 

                            I specialne podziękowania. 


Chodzenie do szkoły to najgorszy obowiązek każdego na Ziemi Przeklętych. Uczyć się czegoś co i tak się nie przyda. Na przykład po co nam się przyda wzór na obliczanie pola koła? Idąc do sklepu będę mówić "dzień dobry, poproszę 2,78484 decymetra kwadratowego bułki"? Ha! Uważajcie, bo pójdę i tak powiem. Rozumiem dodawanie i odejmowanie, dzielenie i mnożenie... W końcu musimy policzyć ile mamy szminek w torebce czy czegoś tam. Ale reszta? Nie pojmuję tego... Przez te dwa wcielenia nad tym myślę i nadal nic mi nie przyszło do głowy. 
Ale był jeden plus w szkole. Mogę zobaczyć Simona!! Tak się cieszę, ale także boję. Co sobie pomyśli, gdy mnie zobaczy szczerzącą się do niego jak głupia? Przecież... Całowałam go tam gdzie języka w życiu nie powinnam mieć!! I do tego wie czym jesteśmy... Mogę mieć problem. I to spory, tam na górze. W końcu zachowywaliśmy się jak nastolatki a jesteśmy Aniołami, które mają świecić przykładem. Ale, no cóż, jestem Upadłą. Chyba mogę robić to co mi się na razie podoba, prawda? Bo nie mogą mi nic zrobić, a nie muszą wiedzieć, że Simon już wie z jakiej gliny jest ulepiony.
Uśmiechnęłam się sama do siebie nie patrząc nikomu w oczy. Byłam szczęśliwa wiedząc, co Simon do mnie czuje. I że możemy tu również nie udawać, nie ukrywać się. W końcu w liceum chodzenie ze sobą to coś normalnego, wręcz naturalnego. Nie ma tam ani jednej osoby, która zapewne z nikim nie chodziła. A ja nie miałam nigdy "chłopaka". Nie licząc Erica. Ale on to... Eric. Mój przyjaciel, który mnie teraz nienawidzi i uważa za coś kim Anioł, nawet Upadły, nie powinien być.
Uniosłam wzrok i zobaczyłam go. Pięknego opierającego się o moją szafkę pozując jak model. Podniósł głowę i spojrzał na mnie. Po sercu rozlało się przyjemne ciepło, gdy się uśmiechnął. Zaczęłam iść szybciej, by jak najprędzej mieć go w swoich ramionach. On również ruszył.
Co do...
Minął mnie.
Odwróciłam się i zobaczyłam, że się przytula do jakiejś innej dziewczyny. Pocałował ją. W USTA!! Nie ona go, on ją!!
Zacisnęłam wargi, by nie krzyknąć. Cała drżałam. Byłam strasznie wkurzona!! Jak on może? Całuje się z inną, gdy prawię się ze mną przespał. Dupek. Skończony dupek!! Wyklinałam go podchodząc do szafki i biorąc rzeczy z niej. Trzasnęłam drzwiczkami, tak mocno, że cały korytarz się zatrząsł, ale Simon nie oderwał warg od ust dziewczyny. Wydawali się tego w ogóle nie zauważyć. Byli zbyt pochłonięci badaniem swoich gardeł językami.
Smutna i spragniona Simona poszłam na lekcję.

                                                                         
Wiem, baaardzo krótki rozdział, bo baaardzo trudno się opisuję, według mnie, emocję. ^^ A chciałam Was zostawić w takiej dramatycznej chwili :D W końcu jak tak można potraktować moją ukochaną Melodie?! :c Muszę się przyznać, lubię jak ją stworzyłam :D
Dobra, koniec moich przechwałek :x Teraz powaga. Zauważyłam, że mam nowych czytelników z czego jestem strasznie dumna ^^ I witam Was!! :D Mam nadzieję, że Was nie zawiodę i dam radę spełnić Wasze oczekiwania ^^ A jeśli nie, to mnie ochrzańcie i powiedzcie to co macie na wątrobie i powiedzcie co Wam się nie podoba :D Z przyjemnością wysłucham i postaram się zrealizować Wasze pomysły!! ^^ Słowo honoru MjGabi ;)
Kala, jestem Ci bardzo wdzięczna za wytknięcie błędów :D Staram się już nie nadużywać tych słówek i jestem na dobrej drodze z walką z tym!! ^^ Jak jeszcze coś zauważysz, pisz śmiało :D Nie ugryzę ;) Chociaż może... xD
Nat, jestem Tobie bardzo wdzięczna za to, że mnie jakoś odciągnęłaś od pomysłu, by porzucić blog. Bardzo ci również dziękuję, za wszystkie miłe słowa i za te typu "idiotko! Co ty, coś cię główka boli?!". Bardzo Ci za to dziękuję ^^ Odciągaj mnie od głupot, które mi przychodzą do głowy :D
Jestem również wdzięczna Wam. Tylko Wy sprawiacie to, że blog wciąż istnieje i jakoś zipie :D Po upadkach sprawiacie, że wciąż wstaje na nogi ^^ Dziękuję :D

P.S. w komentarzach wytknijcie mi wszystko co Wam się nie podoba ;) Dziękuję jeszcze raz :D Kocham Was <3










poniedziałek, 14 października 2013

Rozdział 10.

                                          Rozdział 10. 


Policzki płonęły mi z nieznanej przyczyny. Może dlatego, że wciąż czułam to podniecenie, gdy całowałam klatkę piersiową Simona, a może dlatego, że zostaliśmy przyłapani, gdy rozpinałam mu rozporek? Nie wiem. Czułam się upokorzona. Ale nie żałowałam tego co zrobiłam. Byłam z tego szczęśliwa. Nawet gdybym wiedziała, że zostaniemy przyłapani na okazywaniu sobie czegoś więcej niż zwykła sympatia przez Anioła i mojego "chłopaka" zrobiłabym to. Mogłabym posunąć się jeszcze dalej. Mogłabym pozwolić mu stopić się ze mną w jedno ciało. 
Kocham Simona a on mnie. I tylko to się liczy. 
Jechałam z Eric'em do domu. Nie odzywał się do mnie ani słowem. Zraniłam go. Chyba. Nie byliśmy razem, więc jak mogłam go zranić tym, że prawię się przespałam z Simonem? Nie rozumiem tego. Nie rozumiem ludzi. Są dziwni. Niby udają, że wszystko jest okej, ale nie jest. Więc po co udają? Nie łatwiej, by im była jakby to z siebie wyrzucili? Chciała, żeby Eric zaczął na mnie krzyczeć, robić mi wyrzuty. Może by mu ulżyło. Bo mi nie jest przykro. Dla mnie może się do mnie nie odzywać przez parę wcieleń. Mam to gdzieś. Chodzi mi o to, żeby mu było lżej w moim towarzystwie. Wciąż go lubię. Lubię jak się uśmiecha, patrzy na mnie... Całuje. Ale mam Simona. Może go zastąpić w każdej z tych rzeczy. O matko, myślę jak pustak!! Co to ma być? Co jest ze mną nie tak? 
-Eric, powiedz coś-poprosiłam z nadzieją w głosie. 
-Co mam niby powiedzieć do cholery?-wkurzył się.-Widziałem cię leżącą na O'Conorze! Co mam powiedzieć? Świetnie wyglądasz bez stanika i leżąc na nim? Skłamałbym. Ale...-głos coraz bardziej mu drżał. Otarł rękawem łzę spływającą po policzku.-Zawsze myślałem, że ty i on jesteście tylko przyjaciółmi, miałem taką nadzieję. Ale widzę, że się myliłem. I to bardzo. Przyjaciele na sobie nie leżą. 
-Eric, to nie tak... A z resztą! Co się będę przed tobą tłumaczyć? Sam powinieneś zrozumieć co się między mną a Simonem stało. Nie jesteś małym chłopcem. Nie muszę ci tego tłumaczyć. Wiesz co to jest seks i na stówę masz wprawę w praktyce, więc nie rób z siebie większego idioty niż jesteś!-wkurzyłam się. 
-Co ma do tego moje doświadczenie w tym? Gadamy o tobie, a nie! Rozczarowałaś mnie i tyle. Mam gdzieś te twoje widzi-mi-się. Zraniłaś mnie. Byliśmy razem, a ty przelizałaś się z nim i o mal nie wsadził ci tego co ma w spodniach. 
-Och, nie rób tak-uprzedziłam go, gdy wywrócił oczami. 
-Czego?-warknął.
-Tego-i wywróciłam oczami.-Nie jesteś zbuntowaną nastolatką!
-Ah, tego-prychnął.-Okej, nie będę, jak ty przestaniesz dawać tego i owego na prawo i lewo co jest zapewne nie możliwe. 
Wkurzyłam się. 
-Zwolnij, chcę wysiąść. 
-Z wielką chęcią. 
Zrobił to. Zjechał na pobocze i dał mi wysiąść. Cała aż drżałam. Nogi miałam jak z waty. O mal się nie wywróciła, gdy trzasnęłam drzwiami. Eric posłał mi spojrzenie, które by mogło zabić. 
-Spadaj-warknęłam odwracając się na pięcie. 
-Okej!-krzyknął za mną. Pokazałam mu środkowy palec.
-I krzyżyk na drogę! 
                                               

                                                           ***


Upadłam na sofę wykończona dzisiejszym dniem. Cała aż drżałam z emocji, które mnie ogarnęły. Gniew. Furia. Chęć zamordowania Erica.
Podniecenie. 
Simon. 
Zamknęłam oczy chcąc zatracić się w wspomnieniu o nim. Widziałam znów jego oczy pełne żądzy i miłości. Gdy jego język łaskotał moją skórę na szyi. Jego palce zaciskające się na moich piersiach w akcie miłości. Jego westchnienie, gdy rękę wsunęłam mu pod dżinsy. To wszystko wydawało się takie odległe, a wydarzyło się zaledwie pół godziny temu....
Ale co teraz mam zrobić? Mam go zabić a on o tym nie wie. Co teraz? Musi zginąć w przeciągu tygodnia. Ale jak tego dokonać?
Musi zginąć.
Ale nie z mojej ręki.
Uśmiechnęłam się sama do siebie.



środa, 9 października 2013

Rozdział 9.

                                             Rozdział 9.

Myślałam, że najgorszym uczuciem jakie mogę sobie wyobrazić jest to upokorzenie, które czułam, gdy był Anielski Sąd. Nawet nie wiedziałam, że tak mogę się pomylić. Patrzenie jak Simon cierpi jest o wiele gorsze. I te jego spojrzenie z... nieufnością. To było gorsze nawet od bólu, który czułam, kiedy wyrywali mi skrzydła. Zniszczyłam jego całe życie. Uświadomiłam go kim naprawdę jest. I widzę, że sobie wszystko przypomina krok po kroku.
Opadł na poduszki. Widziałam jak jego twarz robi się zmęczona i zamyka oczy. To był jak policzek. Wolałam patrzeć na niego, ale on się ode mnie odgrodził na dobre. Nawet myślami. Nie mogłam nic wyczytać. Odgrodził się nawet myślami. Wszystkim. Zostało tylko jego ciało.
-Nie wierzę...-wychrypiał.
-Wiem i rozumiem. To nie jest możliwe byś uwierzył w to od razu..
-Nie o to mi chodzi-powiedział siadając na łóżku.-Nie wierzę, że dopiero teraz mi to mówisz, Melodie. Ufałem ci, wierzyłem w każde twoje słowo, a ty dopiero teraz mi to mówisz. Dlaczego? Mogłem wiedzieć wcześniej! Nie wierzyłaś mi? Nie miałaś pewności? -wstał i podszedł do mnie. Dotknął mojej twarzy. Czułam, że całe ciało mi drętwieje. Czuję tylko mocno uderzające serce i urywane oddech w płucach. -Dlaczego?
Dlaczego?
-Bałam się...-wyszeptałam nie odrywając oczu od zielonych tęczówek Simona.
-Czego?
-Jak zareagujesz...
Pochylił się tak, że prawię mnie dotykał wargami. Chciałam zrobić krok do przodu, by poczuć ich smak, miękkość... Ale się powstrzymałam. Ugryzłam się w nią, by trochę się opamiętać.
-Uwierzyłbym ci. Wierze w każde twoje słowo. We wszystko-wyszeptał jakby składał mi obietnice.-Nie rozumiesz tego? Nie zauważyłaś?
-Czego?
-Tego co do ciebie czuję.
I zbliżył się do mnie na tyle, by nasze wargi się połączyły. To mi wystarczyło, by uwierzyć w to co powiedział. Ten gest...
Przytuliłam się do niego i mocniej przywarłam do jego warg z mocno bijącym sercem, które uderzało o żebra prawię je łamiąc. Były takie miękkie, takie słodkie, spragnione... Moje. Pieściły moje wargi jakby pragnąc żebym poczuła swój smak. Z przyjemnością poddałam się tej pieszczocie pozwalając zrobić Simonowi ze mną co tylko będzie chciał.
Jego dłonie powędrowały ku końcowi koszulki i zagłębił tam rękę. Zadrżałam, gdy dotknął mojej piersi a kciukiem zaczął zataczać malutkie kółka. Westchnęłam wyginając się w łuk. Drugą dłonią wziął mnie za pośladek lekko unosząc, nie przerywając pieszczot szyi, pozwalając żebym oplotła o jego biodra nogi. Zrobiłam to. Podtrzymywał mnie pieszcząc palcami plecy. Przywarłam do jego warg ponownie kompletnie zapominając o bożym świecie. Byliśmy tylko my.
Tworzyliśmy jedność.
Położył mnie delikatnie lecz stanowczo na łóżku i odsunął się ode mnie. Zrobiło mi się smutno, ale mi to wynagrodził. Zdjął koszulkę. Poruszył delikatnie ramionami, tak jakby miał skrzydła i chciał polecieć. Nachylił się, by znów mnie pocałować, ale nie pozwoliłam na to. Chciałam poznać jego klatkę piersiową. Cała. Więc zwinnym ruchem zrobiłam manewr, który pozwolił mi znaleźć się na górze. Usiadłam na nim okrakiem i poczułam na udzie to co miał w spodniach.
-Jesteś śliczna-wysapał dotykając moich ud.
-Zdjąć je?-zapytałam łapiąc na koniec koszulki.
-Im mniej ubrań tym lepiej.
Zrobiłam to.
Pochyliłam się i zaczęłam całować jego klatkę piersiową. Przejeżdżałam językiem wszędzie gdzie się da. Czułam jak się napina i jak cichutko jęczy, gdy się zbliżam tam gdzie wiem, że dotyk sprawi mu najwięcej przyjemności. Dlatego je omijałam. Smakował jak coś baaardzo słodkiego i pięknego. Czułam pod językiem jego napięte mięśnie. Wygiął plecy w łuk z jękiem. Dłonie położył mi na plecach i poczułam, jak manewruje przy staniku, który spadł na jego piersi. Zrzuciłam go na ziemię i nie przestawałam go pieścić.
-O Boże-jęczał.
-Ja nie Boże-wychrypiałam między liźnięciami.-Jestem Wagabunda.
-Waga-bunda-wyjęczał, gdy zaczęłam rozpinać mu spodnie.
Chciałam tego. On również. Chcieliśmy stać się jednością. Archanioł i Upadła. Chcieliśmy się kochać. Na Ziemi Przeklętych. Po co? Nie wiem. Ale wiem, że się pociągamy najbardziej na świecie. Wszystko w nim mnie pociąga. Wszytko. Nawet ten pieprzyk tusz nad wargą...
-C-co się tu dzieje do cholery?!
Spojrzeliśmy w stronę drzwi wystraszeni. Zrobiło mi się słabo.
Jak to musi wyglądać...
Ja siedzę okrakiem na Simonie bez koszulki, bez stanika, ale jego dłonie zasłaniają wszystko co najważniejsze. On w pół zdjętych spodniach również nagi od pasa w górę. Wspaniale. A najgorsze jest to, że w progu stoi on i ona.
Eric i Maia.
Eksra...
Mamy przesrane...



sobota, 5 października 2013

Rozdział 8.

                                         Rozdział 8.


Myśli. Napięcie, które może zostać rozładowane tylko w jeden sposób. Chęć poczucia bliskości innej osoby, która tańczy lub z kimś rozmawia. Poczucie czegoś czego nie powinno się czuć w normalny sposób. Szybkie bicie serca. Szybkie ruchy bioder. Dźwięk uderzających o siebie ciał. Szybkie oddechy. Niespokojne ulatniające się myśli. Krzyk zamierający w gardle. Ciche westchnienia. Prąd przechodzący po całym ciele....
Zacisnęłam pięści i szłam dalej ignorując wszystkich w okół. Nie chciałam słuchać tego co właśnie słyszałam. Była za bolesne. Za osobiste. Chciałam to sama przeżyć a nie z tą osobą, która była w tym domu z kimś innym niż... Niż Danielem. Trudno o nim myśleć jak o kimś lepszym od siebie. Zawsze był miły, traktował wszystkich na równi. Ale teraz, teraz nie mogłam myśleć o nim jak o takim. Muszę to zrobić. Muszę. Inaczej będę musiała zrobić coś czego nie chcę.
Zabić.
Dwoma susami pokonałam schody co okazało się dziwnie łatwym zadaniem zważając na to, że miałam na sobie opinające uda dzwony. Poprawiłam je i poszłam do pokoju Simona. Czułam jego myśli. Trudno to wyjaśnić, ale wiedziałam, że tam jest. Po prostu wiedziałam. Jakiś głosik w mojej głowię mnie o tym poinformował. Jakby GPS. Idź prosto. Za 20 kroków skręć w lewo. Otwórz drzwi. Uśmiechnij się i wejdź. I zrób to. 
I zrobiłam.
Wzięłam głęboki żałując, że to zrobiłam. Na jego łóżku była ta dziewczyna, która mnie i Erica przywitała z jakimś innych chłopakiem niż Simon. Właśnie... Lepiej nie wiedzieć co robili. Ale byli prawię nadzy. Spłoszona dziewczyna narzuciła koszulkę na siebie, poprawiła spódniczkę i wybiegła z pokoju. Chłopak został z ręką na rozporku. Zacisnął usta i też wybiegł wołając za nią. Obejrzałam się za nim. Upewniłam się, że nie wrócą i weszłam. Nie dziwię się, że się pomyliłam. Cały pokój był pod czarem Aniołów. Było o dziwo dobrze rzucone, więc nie mogła tego zrobić Anna Rosa. Wyczuwałam tylko Simona. Tą piękną, wyraźną woń, dzięki której o mal nie wessałam sobie do nosa jego poduszki. Westchnęłam przytulając ją do siebie, by lepiej czuć ten zapach....
-Ej, co tu robisz?
O mal nie poleciałam w tył. SIMON!!! O cholera! Widział mnie wąchającą swoją poduszkę. Czułam jak na policzki wychodzą mi rumieńce i rzuciłam ją w kąt.
-Ee, szukałam cię?-wyjąkałam.
Zmarszczył czoło zakładając ręce na piersi.
-W poduszce?
-Yyyyy, nom. Może lubisz się w niej ukrywać?-wzruszyłam ramionami. -Ale, jak widzę, nie.
-Kto normalny ukrywa się w poduszce?-zapytał rzucając się na łóżko, które ugieło się pod jego ciężarem. Założył ręce za głowę i nogę na nogę. Zamknął oczy z leniwym uśmiechem na wargach, który zapierał wdech w piersiach. -Ale wiem, że kłamiesz. Czegoś ode mnie chcesz. Tylko czego?
Cholerne moce Archaniołów. Nawet w ciele człowieka mają swoje zdolności do rozpoznawania kłamstwa. A wiedzcie, że dobrze kłamię. W tym świcie ta umiejętność jest potrzebna. Przez wieki obserwowania ludzi nauczyłam się. I dobrze.
-Chodzi o to, że...-zaczęłam, ale ugryzłam się w język.-Ehh, już nic.
Uniósł brew wpatrzony we mnie.
-Nie no, mów o co ci chodzi, Melodie-zachęcił.
Melodie... Z jego ust moje imię brzmi tak ładnie. Jak obietnica. Jak... zawołanie, by go pocałować. Wargi układają mu się kusząco mówiąc każdą literę. Każdą sylabę. Każdą samogłoskę. Każdą głoskę...
Wstałam zmieszana.
-To już nie istotne.
Usiadł i popatrzył na mnie.
-No ej, no powiedz. Chciałaś mi coś powiedzieć.
-Taa, ale i tak mi nie uwierzysz-wzruszyłam ramionami.
-No mów!!
Ugryzłam się w wargę. Poczułam smak krwi w ustach.
Co zrobić? Powiedzieć? Zamilknąć? A może wyrwać sobie język, by nigdy mu tego nie powiedzieć? Co do cholery począć?
Nie widziałam jego twarzy, bo stałam tyłem, ale wiedziałam, że się na mnie patrzy i oczekuje czy mu powiem czy nie. Widziałam w myślach twarz Simona z tymi zielonymi oczami, słodkim kosmykiem opadającym na czoło...
-Okej.-zgodziłam się. -Jesteś Archaniołem, Danielu....




środa, 25 września 2013

Rozdział 5.

                                                  Rozdział 5.

                                                                   I

Bezradność. Tak, to dobre słowo. Słowo, które opisuje co właśnie czułam w związku z tym co usłyszałam od Mai, czy jak kto woli, Anny Rosy. Siedziałam pod domem Simona i patrzyłam na swoje dłonie ma których w ciągu tygodnia miała się znaleźć jego krew. Krew osoby do której... no wiecie... coś... Przegryzłam wargę nie móc nawet wypowiedzieć tych słów w myślach. Ale mogłam odtwarzać jego twarz w głowię. Uśmiechnięty, gdy prawię się poryczałam przy nim kiedy pomagał mi wykrztusić dym z płuc. Wściekły, gdy ten głupi blondyn zabrał mi podpaskę i mnie przezywał. 
Zacisnęłam palce na nożyku do masła, który zwinęłam z kuchni Simona. Ostra część nieprzyjemnie wbiła się w skórę, ale nie przecięła jej. Czy skóra Simona okaże się cieńsza na tyle, że będę mogła mu go wbić na tyle głęboko, żeby.... żeby zabić? Może. Jestem silniejsza niż dorosły mężczyzna a więc może się udać. 
Kilka dzieciaków spacerowało, by znaleźć jakieś dobre miejsce do wiadomo czego. Starałam się ich ignorować, ale myśli, które kłębiły się w ich głowach wcale mi nie pomagały. Miałam ochotę zatkać uszy i wrzeszczeć. Ale po co? By pokazać słabość przed Maią, która z gracją skakała szukając Simona. Nawet nie starała się nie myśleć o tym co mu zrobi, gdy go dorwie. Nie chcecie wiedzieć co. Mnie to przerażało, a niejedno słyszałam i przeżyłam w ciałach innych. 
-Coś nie tak?-spytał ktoś podchodząc do mnie. 
Podniosłam wzrok i dopiero teraz zdałam sobie sprawę z tego, że zatykałam uszy a nóż przebił skórę na policzku. Wytarłam krew spoglądając na chłopaka, który mnie zagadał.
-Wszystko okej-skłamałam.-Po prostu.... wszystko okej. 
Spojrzał na mnie podejrzliwie nie wierząc mi. Wyczytałam to bez problemu. Myślał o tym otwarcie. Nie dziwie się, Gdybym miała umysł tylko dla siebie też bym tak robiła. Ale wiedziałam, że Maia w nim siedzi cichutko jak myszka. WYNOCHA!!!
Chłopak odszedł chwytając swoją dziewczynę za rękę spłoszony jak ptak wystrzałem z armaty. Maia również poszła, ale wiedziałam, że jest na tyle blisko, żeby mogła siedzieć w mojej głowię. Starałam się nie myśleć, co okazało się trudnym zadaniem zważając na to co się dzieje w tym dziwnym życiu na Ziemi Przeklętych. I w moim życiu.
Czasem, gdy siedziałam tam na górze, lubiłam patrzeć na zakochane pary. Sama nigdy nie byłam zakochana, chyba, że nieszczęśliwie. Chyba nie jedna osoba to zna. Ten ból w sercu. Ale teraz, teraz w drugim życiu, wiedziałam, że mam szanse na ponowne zakochanie się w chłopaku marzeń-Simonie/Danielu. Co mam zrobić,że się w nim zakochałam? Nie zabiję go. Nie mogę. Nie chcę mieć krwi na rękach, która należy do niego.
Wstałam pewna co chcę zrobić. Kolana przez moment odmówiły mi posłuszeństwa, ale zaraz ruszyłam do jego pokoju przy okazji odkładając nóż na stoliku w kuchni...
*****************
Rozdział trochę krótki, ale zawsze jest :D Przepraszam, że tak długo nie pisałam, ale komputer wybuchł :x Wybaczycie?? Mam nadzieję, że tak i również, że czekacie na dalsze losy Melodie ;) A teraz jeden z moich problemów życiowych: Połączyć Melodie z Simonem czy Ericiem?? xD Za kim jesteście?? ;)
Chciałabym serdecznie podziękować moim przyjaciółką, Natalce, Ani i Effci, które mnie wspierają w  pisaniu ;) Kocham Was dziewczyny i baaardzp dziękuję za to, że..... że jesteście <3

czwartek, 5 września 2013

Rozdział 7.

                                                Rozdział 7.

                                                                     

Wpatrywałam się w nią prawię z otwartą buzią. Maia. Co ona tu do cholery robi?! I to w ludzkim ciele! Wszyscy mogli ją zobaczyć, nawet ludzie, nie anielskie istoty. Wszyscy na pewno zwracali na nią uwagę. Jest przepiękna. Ale wygląd to wszystko co ma. Jest w ogóle inna od mnie. Ma ciemno brązowe włosy, które są lekko zakręcone, aż do pasa, opaloną skórę, dziko zielone oczy, piękne rysy twarzy i boskie ciało! Przypomina amazonkę. Może mieć z 185 centymetrów wzrostu. Ma na sobie przebranie amazonki. Tylko kawałek zwierzęcej skóry zakrywa jej ogromne piersi oraz tyłek i kawałek bioder. Na głowię tkwi złoty wisiorek, którego zielony kryształ upada na czoło.
Nigdy nie lubiłam Mai. Patrzyła na mnie jak na śmiecia nawet wtedy, gdy nie byłam oskarżona o morderstwo. Nie zdziwiłabym się, gdyby okazało się, że to ona go zabiła. Mogłaby zrobić wszystko. Jest wyżej ode mnie rangą, na tyle wysoką, żeby mogła skrzywdzić Daniela. Zawsze mówiła, że jak jeden z Archaniołów odejdzie to ona zajmie jego miejsce. Przez setki lat jednak to się nie stało, więc miała powód, by to zrobić.
Widząc Simona wydęła wargi i napięła piersi ukazując je prawię całe. Zmrużył tylko oczy patrząc na nią. Wydawał się nie być nią zainteresowany dzięki czemu dostał u mnie plusa. Trudno pewnie jest się powstrzymać, by nie wywalić języka na jej widok, gdy jest się chłopakiem.
-Możesz iść?-spytał Maię Simon chłodno. Głową wskazał na mnie.-Chcemy pogadać. I nie ma tu żadnej Wagabundy. Jestem tylko ja i Melodie.
Maia spojrzała na mnie rozbawiona i wślizgnęła się do naszej kryjówki. Prawię usiadła na kolanach Simona, ale ten ją odepchnął.
-Piękne imię sobie wybrałaś-zadrwiła.
-Och, dziękuję-wysyczałam. -A ty jakie? Królowa dziwek?
Uśmiechnęła się patrząc na chłopaka. Wyciągnęła do niego rękę seksownie przeciągając ruchy.
-Anna Rosa jestem.
-Simon-powiedział patrząc na mnie ze zdziwieniem.-Skąd się znacie?
-Och, to długa opowieść. Nie chcę cię zanudzać opowieścią o Elijahu...
-Elijahu?
Anna Rosa patrzy na mnie ze szczerym rozbawieniem i z pogardą. Zaciskam pięści, by nie wybuchnąć.
-Nie powiedziałaś mu? Się nie dziwie czemu mnie wysłał.-i zwróciła się do Simona.-Jesteś kimś na kim mu zależy..
Walnęłam ją w ramię i chwyciłam za włosy. Były tak sztywne, że wbijały mi się w rękę jak druciki, ale nie przecinały skóry. Kopniakiem wywaliłam ją z naszej kryjówki. Pisnęła opadając na kolana. Pęczek jej włosów został mi w ręce. Wytłumaczyłam krótko Simonowi, że musimy pogadać, ja i Anna Rosa, i pociągnęłam ją na tył domu za druciki. Krzyczała, ale głośna muzyka to zagłuszała. Cisnęłam ją o ścianę i zablokowałam rękami jej drogę ucieczki.
Byłam wściekła na Elijaha. Wiedział, że nienawidzę Mai i tak ją tutaj przysłał. I to w ludzkim ciele! Tego już było za dużo. Przylazła w najgorszym momencie ze wszystkich możliwych.
-Słuchaj-wychrypiałam.-Simon jest mój, więc wracaj do Ezry i...
-Nie jestem już z Ezrą.
-Mam to gdzieś!!! Wracaj tam skąd przybyłaś, chyba, że kosmici cię już nie chcą...A i po cholerę cię Elijah tu przysłał? Chciał mnie wkurzyć? Co przeskrobałam?
Pochyla się i przechodzi pod moją ręką. Uśmiecha się do jakiegoś chłopaka i odprowadza go wzrokiem prostując się. Prawię uderza w drzewo, tak się biedak zapatrzył.
-Wiem, że mnie nie lubisz.-powiedziała Maia i ciągnie-Ale Simon jest mój, przykro mi.-podchodzi i szepcze mi prosto do ucha.- Archaniołowie mi kazali przekazać, że będziesz Upadłą chyba, że zabijesz Daniela w ciągu tygodnia. Masz tydzień, kochana. Inaczej ja go biorę. A wiesz, że lubię się bawić ludźmi, nawet jak to Archanioł, kochana Upadła anielico zakochana w Danielu.
Powiedziawszy te słowa odeszła zostawiając mnie z myślami...

poniedziałek, 2 września 2013

Rozdział 6.

                                           Rozdział 6.

                                                       

Simon prowadził mnie do jakiegoś miejsca, które uważał za ustronne. Chwilę się zawahałam, ale szłam za nim przypominając sobie po co jestem na Ziemi Przeklętych. Musiałam go zabić, by znów stał się Archaniołem-aniołem wysokiej rangi, bo góra zaczyna się walić bez niego. 
Chyba fajnie jest czuć się potrzebnym. Ja tam chyba się o tym nie przekonam. Jestem zwykłym aniołem, który został wygnany za to, że niby zabiłam Daniela, jednego z najwyższych rangą Archaniołów. Sprawiedliwe, co? Ja, zwykły anioł najniższej rangi, niby miałabym choćby podnieść rękę na niego? Ha! Śmieszne...
Simon uniósł gałązki płaczącej wierzby i mnie przepuścił uśmiechając się zachęcająco. Spojrzałam na niego i weszłam lekko, przez przypadek, dotykając jego dłoni. Zarżałam. Takie małe coś a tak działa na to ludzkie ciało. Ciepło rozlało się po mnie, jakby ktoś polał na mnie ciepła wodę. Przyjemne. Pod drzewem okazało się być o wiele ciszej niż przypuszczałam i przytulniej. Gałęzie osłaniały nas przed światem; były tak gęste, że mimo tego, że rano padał deszcz ziemia była sucha. Krople się tutaj nie dostały. W dziurze drzewa były schowane dwie butelki jakiegoś alkoholu, whisky i wódki. Wyjął je i postawił pomiędzy nami, gdy usiedliśmy. Tylko one nas odgradzały. Tworzyły niewidzialną ścianę.
-Co wolisz?-spytał.
-Nie wiem. W ogóle nie przepadam za alkoholem...
Spojrzał na mnie ze zdziwieniem i czymś jeszcze co widziałam w oczach aniołów, gdy mnie oskarżyli, że go zabiłam. Skuliłam się na to wspomnienie. Wciąż ślady po skrzydłach bolały nawet przy najmniejszym dotknięciu. Nawet wiatru.
-Och, widzę, że nie długo jesteś w tym ciele-mówi z uśmiechem.
Popatrzyłam na niego z szokiem. Co on wie o tym ciele? Skąd? Może wie, że jest Archaniołem i mnie tylko sprawdza? Nie wiem.
-C-Co?-wydusiłam z siebie.
-No jesteś hippisem-wyjaśnia. -Oni chyba lubią pić, bo brać na stówę.
-Ahh, no t-tak.-pogładziłam się po karku nie wiedząc co powiedzieć.-To tylko strój. Jakbyś był Michaelem to bym...-w samą porę ugryzłam się w język.
Pochyla się jakby chcąc coś zrobić co mi się nie podobało, ale tylko sięgnął po butelkę. Pociągnął z niej łyk wpatrując się we mnie intensywnie zielonymi oczami. Odłożył alkohol i pochylił się tak, że widziałam tylko jego twarz i wargi. Te cudowne wargi... Gdy zaczął mówić czułam zapach whisky z czymś słodkim czego nie mogłam określić. Jego oddech owiewał mi twarz. Ciemne włosy łaskotały mnie po niej. Starałam się nie uśmiechnąć i okazać tego co myślę. Chciałam, żeby mnie pocałował; mógł ze mną zrobić co chce. Tu i teraz. Pod płaczącą wierzbą. Tuż obok jego domu. Nie daleko jego dziewczyny.
Z Archaniołem.
-Wiesz co mnie zawsze zaskakuje?-zapytał i pogładził mnie po policzku a następnie po wardze. Zadrżałam. Nie mogłam wydobyć z siebie głosu. Uśmiechnął się. -Gdy na ciebie patrzę mam wrażenie, że skądś cię znam, ale nie ze szkoły.
-Skąd byś niby miał mnie znać?
Pochylił się tak, że prawię zetknęliśmy się czołami. Musiałam się odsunąć, by tego nie zrobić. Wydawał się nie zadowolony z tego, że zwiększyłam odległość między nami.
-Nie wiem, ale.... -zmrużył oczy.-Znam cię, ale nie wiem skąd.
-Słuchaj, możesz w końcu powiedzieć po co mnie tu sprowadziłeś? Szczerze mówiąc wolałabym być teraz na imprezie i się obściskiwać z Ericiem.-skłamałam.
-Właśnie to jest powód.-stwierdził prostując się. Oparł się o pień i wziął ręce za głowę.
-To znaczy co?
Otworzył zielone oko leniwie i popatrzył na mnie. Był wstawiony. Nie myślał trzeźwo. Pił nie tylko teraz. Musiał sporo wypić kiedy jeszcze mnie nie było z Ericiem.
Pochylił się tak, jakby się obawiając, że ktoś może nas usłyszeć. Jego oczy zabłysły tajemniczo, gdy szeptem powiedział:
-Nie podoba mi się to, że się z nim spotykasz.
-A co cię to obchodzi z kim się spotykam?!-wybuchnęłam. -Mogę się spotykać z kim...
Zamurowało mnie, gdy usłyszałam cichy szelest gałęzi. Ktoś chciał nas podejrzeć. Ale skąd ktoś może wiedzieć, że tu siedzimy?
-Witaj, Wagabundo.-powiedziała dziewczyna, która wejrzała do nas.
Zamurowało mnie.
Maia.



niedziela, 18 sierpnia 2013

Rozdział 5.

                                                   Rozdział 5.

                                                                   

O mało nie naplułam na Erica gdy zahamował. Jego łokieć wbił mi się nieprzyjemnie w brzuch. Walnęłam go otwartą dłonią w ramię a on się uśmiechnął. Przeklęłam pod nosem i zeskoczyłam z motoru czy tam jak to się tam nazywa, Niby mieszkam na tym cholernym świecie już dwie postacie, ale nigdy nie mogłam zapamiętać czym się różni motor od skutera. Dla mnie to to samo, oba mają dwa kółka. 
Dom Simona wyglądał jak malutki pałacyk. Podtrzymywał się na dwóch kolumienkach w kolorze kości słoniowej, ale światła wychodzące z okien zmieniały ich barwę. Reszta była beżowa. Nawet ze środka ulicy słyszałam huczącą muzykę. Rock. Super, muzyka hippisów. Może nawet leciał Jimi Hendrix. 
-Ej!-zawołał Eric, gdy zbliżyłam się do budynku. 
-Co? 
Podbiegł do mnie i wziął za rękę. Zdziwiło mnie to, ale jej nie zabrałam. Zacisnęłam mocniej palce, gdy zobaczyłam idącego w naszym kierunku Simona z jakąś dziewczyną u boku. Miałam ochotę jej przywalić, ale mój towarzysz mnie powstrzymał. 
-Jak go tchnie, zabiję ją!-zagroziłam na tyle cicho, że Eric ledwo mnie usłyszał.
-Przyzwyczaj się do tego widoku, kochanie. To chyba taki typ faceta, że długo sam nie wytrzyma. No wiesz, lubi mieć przy sobie kobietę.
-Wkurzasz mnie....
Uśmiechnął się szeroko. Jego zęby odbijały światło, które dochodziło z domu Simona.
Archanioł podszedł do nas szczerząc zęby. Starałam się nie pokazać tego, że miałam ochotę odwzajemnić ten gest. Zacisnęłam wargi tak mocno, że aż zabolały. W stroju Michaela Jacksona wyglądał świetnie. Dopasowany strój, który Michael nosił podczas nagrania "Rember The Time", podkreślał kolor włosów oraz oczu, które połyskiwały prawe w ciemności. Jego "dziewczyna" była ubrana za tą dziewczynę z tego samego teledysku z którą się całował. Wyglądała tandetnie.
-Cześć Eric.-przywitał się Simon.-Myślałem, że nie przyjdziesz.
-Jak bym mógł nie przyjść?-spytał Eric szczerząc zęby. Mocniej mnie objął.-Z moją kochaną hippsiką miałbym ominąć imprezę? W życiu!!
Simon spojrzał na mnie niby przez przypadek. Nie opuściłam wzroku, patrzyłam na niego pewnie starając się złapać jego wzrok. Popatrzył mi w oczy. Widziałam w nich skruchę i.... strach. Czemu on się boi? Czego? Przed chwilą go nie czuł, był pewny siebie. Uśmiechał się. Nadal to robił, ale nie pewniej. Starał się to ukryć. Człowiek tego nie wypatrzy, ale ja tak.
-Wejdę do środka, kochanie.-wymruczała dziewczyna. Objęła się ramionami.-Zimno mi.
-Jasne.-powiedział Simon nie odrywając ode mnie wzroku. -Idź, zaraz cię dogonię.
Chwilę się zawahała, ale poszła do pałacyku truchtając. Obejrzała się na Simona, gdy otwierała drzwi i weszła.
-Możemy pogadać?-spytał Simon.-W cztery oczy, Ericu.
Blondyn wzruszył ramionami.
-Mi to tam obojętnie. To zwąchamy się, Melodie.
Jakby chciał potwierdzić, że jestem jego, pocałował mnie. Wymruczałam coś w jego wargi i oddałam pocałunek z tą samą pasją co on. Podobało mi się jak za pierwszym razem. Smakowały trochę gorzko. O matko... Był lekko wstawiony. Odsunął się ode mnie i poszedł gdzieś.
Wsadziłam ręce w kieszenie spodni. I spojrzałam na Simona starając się udawać lekko upitą. Wargi Erica dały mi trochę alkoholu, ale nie tyle ile chciałam. Chciałam być wstawiona, iść do Archanioła i go pocałować....

*********************************************
Przepraszam, że tak długo nie pisałam, wyjechałam i nie miałam internetu :c Przepraszam. Wybaczycie mi?? ...
P.S. zapraszam na drugiego bloga :D http://ukrytawojna-mjgabi.blogspot.com/





czwartek, 11 lipca 2013

Rozdział 4.

                                                      Rozdział 4.

                                                                              I

Wiecie co jest żałosne? Pierwszy raz miałam się malować. A już jestem w drugim ciele. Żałosne. W łazience miałam masę tego świństwa co noszą nastolatki na twarzach, ale wszystko było dziwaczne.Nawet ta buteleczka z pędzelkiem. Co to ma być? 
Ktoś zadzwonił na komórkę. Rzuciłam ją na podłogę odkręcając tubkę z czymś lśniącym. Powąchałam to i się skrzywiłam. Pachniało jakimiś zwierzakami i czymś słodkim. Dla ludzi ten zapach , może, był pociągający, ale z moim wrażliwym noskiem śmierdział. Czułam się jakby postawili mi bobra w polewie truskawkowej. Odłożyłam to i wzięłam do ręki "tusz do rzęs". Rzuciłam szczoteczkę do umywalki i powąchałam zawartość. Nie pachniała najgorzej, ale też nie najlepiej.
Komórka znów "zatańczyła", ale tym razem krócej informując o SMS-ie. Był od Erica.

Das rade sama sie nasykowac?? Mam wolny cas. Moge pomoc. 

Osunęłam się na ziemie ze szczoteczka z tuszem w jednej ręce i telefonem w drugiej. Gdy się skapnęłam jak ta szczoteczka działa pomalowałam sobie rzęsy i rzuciłam ją do zlewu. Odpisałam Ericowi, by mnie już nie nękał SMS-ami.

Wiesz, ze ten tusz smierdzi boberkiem?? ^^ 

Odpisał prawie natychmiast.

Wachalas bobra?! Dzwina jestes...

Cicho tam!! Daje Ci ciekawostke... Przyjedz po mnie za 15 minut. Musisz mi pomoc. Nwm w co sie ubrac... xoxoxox

Moge byc za 2?? Krece sie samochodem juz gotow i nwm co robic, a jeste obok Cb :D 

Nie odpisałam, bo i tak wiedziałam, że zrobi jak mu się podoba. I za 1,5 minuty siedział u mnie na kanapie marudząc, że kanapa mną śmierdzi. Myślałam, że go zatłukę. Żeby się powstrzymać od gniewu Elijaha poszłam na górę naszykować sobie strój.
Dyskoteka... Dyskoteka... Może lata '90-te? Ala Hippis?
Wyjęłam z szafy dzwony, opaskę na włosy w stylu Jimiego Hendrixa, zielony T-shirt, kamizelkę bez rękawów z fręndzlami jak kowboje noszą i dzwony i oczywiście trampki. Wygrzebałam jeszcze lenonki. Rozczesałam porządnie włosy i je rozpuściłam, by lepiej się prezentowały z czerwoną opaską.
--Wow!! Wyglądasz świetnie!!--zachwycił się Eric, który był ubrany jak jakiś gangster. Tylko, że włosy spadały mu na twarz co psuło efekt. Miał na sobie skórzaną kurtkę, T-shirt, podarte dżinsy i w glany (wszystko oprócz jasnych spodni było czarne).
--Ty też nie źle wyglądasz. Ale fryzura... Chodź, poprawię Ci ją.
Ruszył za mną do łazienki, gdzie stworzyłam na Jego głowię fryzurę jaką nosił Elvis Presley. Wygrzebałam z szuflady okulary policyjne i mu je założyłam na nos. Teraz to mógł robić za gangstera. Na ręce założył jeszcze czarne punka z metalowymi kostkami.
Złapał mnie za rękę mamrocząc coś o hippisach i wyszliśmy na dwór. Objął mnie gdy się zatrzęsłam z zimna. Oczy prawie wyszły mi z orbit, gdy zobaczyłam czarnego harleya. Wskoczył na niego i poklepał na miejsc obok siebie. Wsiadłam na niego i pojechaliśmy do domu Simona...

*****************************************************

Chciałabym Was przeprosić, że tak dawno nie pisałam. Postaram się nadrobić zaległości, obiecuję, ale nie miałam weny i byłam zajęta swoją zeszytową książką. Mam nadzieję, że mi wybaczycie i będziecie ze mną, bo tylko dla Was znów zaczęłam to pisać :) ~MjGabi




piątek, 14 czerwca 2013

Rozdział 3. część III

                                                Rozdział 3.

                                                                    III


--Słyszałam, że Simon jest nią zainteresowany.
--A ja, że jest z Salem. Czyż to nie miasto czarownic? Tam płonęły na stosach, nie?
Zacisnęłam zęby, by się na nie nie wydrzeć. Miałam ochotę im powiedzieć, że nie jestem człowiekiem tylko Upadłą. Ale niestety Elijah za to by mnie zabił i by to nie była przyjemna śmierć. Raczej bolesna, powolna... Brrrrrrryyyyyyyyy!! Ciarki przechodzą na samą myśl o tym co Archanioł może mi zrobić gdy jestem w ciele człowieka a co dopiero gdybym wróciła na górę. Znów pewnie by mnie wysłał na Ziemie Przeklętych. I po co? Po to by cię ktoś szanował, bo boi się, że trafi do piekła?  Jak to powiedział Freddie Mercury "Gdybym miał wybierać czy trafić do piekła czy do nieba, wybrał bym piekło, bo można tam poznać fajniejszych ludzi".
Przeszłam korytarzem, by wyjść ze szkoły. Wszyscy na mnie patrzyli z podziwem jakbym była przynajmniej Miss. Byłam ładna, nie ukrywam tego, ale... Słyszałam głosy ludzi, którzy o mnie mówili. To było wkurzające . Starali się szeptać, ale mogli nawet krzyczeć mi to w twarz, bym tak samo to słyszała.
--Melodie!!--ktoś się wydarł. Odwróciłam się i zobaczyłam biegnącego w moją stronę Erica z jakąś kartką w ręku. Odgarnął blond włosy z twarzy.--Paczaj co mam.- zaczął mi wymachiwać kartką przed samym nosem .Trzepnęłam go w rękę starając się, jak najszybciej wyjść ze szkoły, po za zasięg głosów nastolatków.
--No pokazuj.
Już prawię miałam kartkę, ale ją zabrał i schował za plecy. Tupnęłam nogą jak małe dziecko.
--Muszę coś dostać w zamian...--mruknął stukając palcem w pod brudek.--Ale co?
--Może moją wdzięczność?
--Nie, chodziło mi o coś z dotykaniem, o coś z macaniem... Tylko jak to się nazywało?
Skrzyżowałam ręce na piersiach i zmrużyłam oczy, bo słońce trochę raziło. Wielki łeb Erica święcącego kręgu nie zasłonił.
--Chcesz dotknąć moich cycków czy co?--traciłam cierpliwość.
--Nie.--pochylił się tak, że bez problemu czułam jego zapach, ciepło i widziałam ciemnom plamkę na lewej kolorowej części oka, chłopaka. --Chodziło mi o taniec.
--Taniec?--zdziwiłam się. --Chcesz tańczyć na środku wyjścio-wejścia do szkoły? Jesteś dziwniejszy niż twoja porąbana siostrzyczka...
Westchnął i podał mi kartkę. Było to zaproszenie na dyskotekę w domu Simona. Eric miał przyjść z osobą towarzyszącą. Zrobiło mi się gorąco, gdy zrozumiałam co miał na myśli, mówiąc, że chce zatańczyć.
--Kapujesz?--spytał.
--Tak. Niestety....--przeczesałam włosy palcami. Jego oczy rozbłysły, gdy zobaczył symbol na moim nadgarstku. Szybko schowałam rękę za siebie. --Ale też muszę coś z tego mieć...-zaczęłam go udawać.--Ale jak to się nazywało?.... W tedy coś się mówi.... Zero dotykania, ale musisz uklęknąć i coś powiedzieć.... Ale co?...
Jego czarne plamy w oczach się powiększyły, jakby zobaczył potwora.
--Zaraz, zaraz, mam cię prosić byś ze mną poszła na dysko u Simona?!
Uśmiechnęłam się.
--Yhym.  Mam czas. Całą wieczność.
Jakby nie chcąc ciągnąć tej chwili uklęknął na dwa kolana i położył dłonie na moich udach. Odsunęłam się. Pokazał zęby w uśmiechu. Ułożył dłonie na swoich kolanach. Spojrzał mi w oczy.
--Pójdziesz ze mną na dysko i takie tam?
Podniosłam brew i przycisnęłam książki do piersi. Wiedziałam, że zbiera się w okół nas spory tłumek i miałam zamiar go wykorzystać, by ośmieszyć Erica.
--Pełnym zdaniem. I powiedz moje imię, bo nazwiska chyba nie znasz.
--Melodie, pójdziesz ze mną na dysko?
Westchnęłam i dotknęłam "bolących" zatok. Ludzi zaczęło się robić coraz więcej.
--Pomogę ci. Ja, Eric... No powtarzaj.--wywrócił oczami i coś wymruczał. Zbliżyłam się i pochyliłam. Wiedziałam, że patrzy się na mój biust, ale dzięki temu zyskałam nad nim władze. --Powtórzysz? Nic nie słyszałam.
--Ja, Eric!!--krzyknął mi do ucha.
--Chciałbym zaprosić cię, ma piękno Melodie.
Jego oczy się pomniejszyły.
--Mam to powtórzyć?--spytał zdziwiony.
--Nie. Masz to napisać na niebie.
Uśmiechnięty spojrzał za siebie. Zobaczyłam, że stoi tam jego siostra i spogląda w niebo. Też tam spojrzałam. Chmury zaczęły się układać w zdania "Ja, Eric, chciałbym zaprosić cię, ma piękna Melodie na dyskotekę. Zechciałabyś ze mną pójść?".
Uśmiechnęłam się do chłopaka i go przytuliłam.
--Jasne, że tak!!...



czwartek, 30 maja 2013

Rozdział 4.

                                                 Rozdział 4.

                                                                   

Wszystko dookoła się rozmazało w jedną, kolorową plamę. Nie miałam zamiaru upaść. Chciałam pokazać im, że jestem od nich lepsza. Że jestem lepsza nawet od Simona. Od nich wszystkich. Nawet od Erica i Erici.
Wciąż w głowie miałam twarz blondyna, gdy oderwał wargi od moich. Sama nie mogłam uwierzyć, że z własnej woli mnie pocałował wiedząc kim jestem. Sama sobą się brzydziłam. Jestem Upadła w ciele śmiertelnika. To gorsze niż lycantropia, która istnieje. Ale wilkołaki nie tkwiły mi w głowie jak jakaś piosenka. Dręczyła mnie myśl o Simonie i Ericu. Czemu oni są dla mnie inni niż wszyscy? Ja byłam dla nich oschła. Chociaż dla bruneta byłam całkiem miła...
--McCarny, dajesz szybciej!--krzyknęła nauczycielka w-fu gdy robiłam przedostatnie okrążenie. Mieliśmy biegać na półtora kilometra. Wiedziałam, że mam czas poniżej trzech minut. Trochę zwolniłam, ale nie na tyle żeby zejść do 5-ciu minut. Na końcu okrążenia dostosowałam się do tępa koleżanki z klasy, która posyłała mi mordercze spojrzenie. Uśmiechnęłam się i ją ominęłam. Przestałam biec, gdy skończyłam bieg. Miałam lekko przyśpieszony oddech, ale nie tak bardzo jak inni ludzie, którzy robili drugie okrążenie z pięciu. Uśmiechałam się rozkoszując się ich bólem mięśni. Przenikałam do ich myśli, by zobaczyć jak to jest się męczyć. --Melodie, coś się stało z moim stoperem.--walnęła w sprzęt otwartą dłonią.-- Wychodzi mi, że zajęło ci to dwie i pół minuty.
--Może mam powtórzyć bieg?--zaproponowałam.
--Nie. Ale i tak dostaniesz szóstkę.
Uśmiechnęłam się.
--Dziękuje.
Wyjęła coś z torebki i zaczęła bazgrać w zeszycie, który wyglądał jakby miał z tysiąc lat.
--Idź teraz pograć w zbijaka.--kazała.
Nie mogłam ukryć strachu, który nagle ogarnął moje ciało i cały umysł. Odkąd jestem na Ziemi Przeklętych bałam się tej gry. Co się stanie jeśli, któryś z tych Przeklętych walnie mnie prosto w ślad po skrzydłach? Może się domyśleć. W tedy mogę zginąć pod tą postacią jak i następną.
--A mogę iść się umyć?--spytałam starając się, by głos mi nie draż. Bałam się. Po raz pierwszy się bałam. Nie chodziło o to, że zginę tylko to, że Simon też może pójść w moje ślady, gdy sobie przypomni kim jest. Jego Moce mogą zostać uaktywnione w każdej chwili. A ja w tedy mogę być dzieckiem, które dopiero raczkuje.
--Nie.--odparła nauczycielka.
--Ale proszę. Cała się lepie i śmierdzę gorzej niż skunks.
--Niestety nie możesz. Idź grać a nie mi tu narzekasz!!
Nie chętnie weszłam na boisko. Nie mogę powiedzieć, że nie przeklinałam w duchu, bo bym skłamała a Anioły nie kłamią. Brzydzimy się tym.
Stanęłam na środku boiska czekając aż mnie wybiorą. Doczekałam się po chwili. Simon mnie wybrał. Uśmiechnęłam się przechodząc obok niego. Odwzajemnił ten gest. Coś szepnął do kolei i podszedł do mnie. Starałam się udawać, że go nie widzę i zajęłam się kopaniem ziemi. Zakaszlał gdy znalazł się obok mnie. Podniosłam oczy leniwie jakbym udawała kota.
--Hej M.--przywitał się nieśmiało.
--Cześć Simon. Już gra się zaczyna?
--Jeszcze nie. Możemy pogadać?
Rozejrzałam się szukając podświadomie Erica lub jego siostry.
--Jasne. Czemu nie?
Chwycił moją dłoń i pociągnął pod jakiś mur, który był ledwo widoczny przez rośliny, które go oplątywały. Usiadł i poklepał miejsce obok siebie. Chwilę zwlekałam, ale usiadłam.
--Nie wspominałaś nic o Ericu--poskarżył się.--Myślałem...
--Nie mówiłam, bo nie ma o czym. To mój przyjaciel. Spotykamy się dla zabawy. Chcemy zobaczyć jak to jest być ze sobą. --w pewnym sensie nie kłamałam.
Spojrzał w niebo zielonymi oczami. Opuściłam wzrok karcąc się w duchu, że na mnie tak działa.
--Nic poważnego między wami nie ma?--dopytywał się.
--Nic a nic. Jest moim przyjacielem. To tyle.
Spojrzał na mnie i przejechał dłonią po policzku. Wstałam gwałtownie zaskoczona swoją reakcją. Bez słowa oddaliłam się od chłopaka, który właśnie jest we mnie zakochany, chciał mnie pocałować, ale ja mam swoje widzi-mi-się, które kazało mi stamtąd spadać...




wtorek, 14 maja 2013

Rozdział 3.

                                                          Rozdział 3.

                                                                            I

Eric przyjrzał się Simonowi, który siedział na boisku i rozmawiał z jakąś dziewczyną, która wydawała się chcieć z nim flirtować. 
    --Chyba sobie z nim pogadam...--mruknął, ale Erica go powstrzymała.
    --Pogieło braciszku? On jest ARCHANIOŁEM. Może cię znieść z Ziemi od tak.--pstryknęła palcami.--Lepiej, by nasz aniołek z piekła rodem z nim pogadał.
     --Ja?--zdziwiłam się. Przytaknęli.-- On jest na liście osób, które muszą zginąć z mojej ręki!
     Po chwili Eric spytał:
     --Czemu musi zginąć z twojej pięknej rączki? 
     --Bo... Bo by nie dostał się z powrotem na górę. Musi zginąć tragicznie. A ja muszę tego dopilnować inaczej mogę zacząć grać w zbijaka.
      Rodzeństwo wywróciło oczami jak jeden mąż. Uśmiechnęłam się mimowolnie. Jakoś działali na mnie tak, że miałam ochotę się cieszyć tym, że jestem z nimi na Ziemi Przeklętych.
      --Mam od tak podejść i powiedzieć, że jest Archaniołem i, że Melodie ma go zabić?--spytał chłopak.
      --Nie, wyślij mu list o tym.--wkurzyła się Erica.--Albo kartkę urodzinową z tą informacją bardzo radosną do tego.
     Wywróciłam oczami nadal się szczerząc jak głupia.                                
    --Dobra, to ja pójdę.--powiedziałam w końcu.--I tak muszę z nim pogadać. Ale jak któreś z was chcę mnie w tym wyręczyć może to zrobić.
    Gdy żadne z nich się nie poruszyło podeszłam do Simona, który rozmawiał z jakąś dziewczyną. Zarzucała włosami zachęcając go do flirtu, ale gdy spojrzała na mnie zrezygnowała. Wiedziałam, że wyglądam dobrze. Na szczęści Elijah dał mi rozum i parę innych zalet. Simon odwrócił się do mnie i uśmiechnął. Odgarnął włosy z twarzy. Miałam ochotę sama to zrobić, ale nieśmiałość mi na to nie pozwalała. Był taki piękny...
    --Hej Melodi. --przywitał się.--Już okej z głową? Mdlałaś co chwilę i wzywałaś jakiegoś Elijaha i mamrotałaś coś w innym języku.
    --Ah..Mhm. Elijah to Pierwotny z "TVD". Nie oglądałeś nigdy tego?
    Zmrużył oczy nie przestając pokazywać nie legalnie białych zębów. Miałam ochotę go pocałować... Tak bardzo go pragnęłam...
     --Może kiedyś obejrzymy to razem?--zaproponował.--Będziesz mi tłumaczyć między czasie o co chodzi.--mrugnął jednym okiem. Tak mały gest rozpalił mnie od środka.
      Jakaś nie znana ręka mnie objęła i takie same usta zgniotły moje. Miałam ochotę się wyrwać, ale coś wręcz we mnie krzyknęło "NIE RÓB TEGO!! TO DLA TWOJEGO DOBRA WAGABUNDO". Więc nie mogłam się temu sprzeciwić. Objęłam go i przyległam mocniej do jakiegoś umięśnionego ciała. Mocniej naparłam na te wargi i rozchyliłam je językiem. Nie sprzeciwił się. Język przesunął się po moich zębach a następnie naparł na mój. Nie wiedziałam kto to, ale wiedziałam, że dobrze całuje gdy zrobisz pierwszy krok. Przyciągnął mnie mocniej do siebie i ręką zjechał mi w dół pleców aż do koronki stringów, które miałam na sobie. Zadrżałam wyobrażając sobie, że to Simon wkłada mi tak głęboko język do gardła. Miałam ochotę zwymiotować lecz zwrócić komuś do ust to przesada.
    Gdy Simon odkaszlnął dopiero w tedy oderwaliśmy się od siebie. Znieruchomiałam widząc przed sobą Erica. Uśmiechał się jak piany naszym pocałunkiem. Jasne włosy miał potargane przeze mnie, jego oczy lśniły jakby starając się mnie zachęcić do kolejnej pieszczoty. Miałam ochotę to zrobić, by choć na moment zapomnieć o Archaniele, ale stał obok mnie a jego zapach tylko o tym mi przypominał. Blondyn uśmiechnął się do Simona i wyciągnął do niego rękę.
    --Hej. Ty to pewnie Simon, tak?--spytał, a gdy przytaknął zaczął ciągnąć:--Melodie mi o tobie dużo mówiła. Podobno sympatyczny koleś z ciebie. Ja jestem Eric, chłopak M.
    Brunet spojrzał na mnie jakby chcąc przesłać mi wiadomość "co to za idiota?", ale podał mu dłoń. Uśmiechnął się, ale nie szczerze.
    --Tak. Jestem Simon. Przyjaciel Melodie.--"przyjaciel" pff!! Też mi coś.-- Nie wspominała, że ma chłopaka.
    --Jesteśmy ze sobą od paru dni. Nie moja nutko?--Wymruczał Eric kradnąc mi pocałunek z języczkiem. Zaraz się zrzygam!!
    --Aha... Sorry muszę iść na matmę.--po chwili zwrócił się do mnie.-- Pogadamy później, M. Pa pa.
    Dał mi buziaka w policzek i poszedł.
    Nigdy tego policzka nie umyje, pomyślałam przytulając do niego dłoń...

 
 
      

niedziela, 5 maja 2013

Rozdział 2. Część III

                                                 Rozdział 2.

                                                                  III

Gra w zbijaka. Najgorsze co może być w Ziemi Przeklętych. Rzucają się piłką, omijają ją jakby była kulą ognia i przeklinają. Czy to kolejna ich chora zabawa? Czy powinnam udawać, że nie jestem od nich lepsza fizycznie i psychicznie, i z nimi grać? Nie mogę udawać kogoś kim nie jestem.
    Podeszła do mnie jakaś lalka, która wyglądała jak Barbie. Nie była ubrana jak nikt na boisku (nie licząc jej bandy). Miała na biodrach jakiś różowy materiał, który miał być chyba spódniczką. W blond włosach miała pasemko w kolorze swoich butów, paznokci, "spódniczki" i topu. Na kilometr było widać, że opalenizna nie pochodzi z plaży ani ze słońca. Wstałam. Byłam od niej wyższa prawie o głowę, ale czułam się słabsza. Nie wiem dlaczego. Może dlatego, że miałam więcej ubrań na sobie, ale miałam się czym chwalić?
    --Czego chcesz?--spytałam wystawiając twarz do słońca.
    --Wiesz kim jestem suko?
    Spojrzałam na nią spod przymkniętych powiek. 
    --Nie udolną kopią Barbie?
    Zamachnęła się. Nawet nie czekałam na ból, bo wiedziałam co się stanie. Niebieska bariera, nie widoczna dla ludzi, nas od siebie oddzieliła. Ręka blondynki się poślizgnęła na śliskiej powierzchni tarczy. Krzyknęła przyciskając rękę do piersi.
    --Uważaj laleczko.--mruknęła jakaś dziewczyna podchodząc do nas. Miała włosy jak Alice ze "Zmierzchu" tylko, że ciemniejsze, oczy w kolorze błota, lekko opaloną skórę, ładne rysy. Była ubrana w obcisły top, skórzaną kurtkę, spódniczkę do połowy uda i buty do kolana a wszystko to było w odzieniach niebieskiego oraz błękitu. Podeszła do lalki Barbie. Nie znajoma była wyższa od niej o pół głowy. Spojrzała na nią mrużąc ciemne oczy.--Zrobisz sobie krzywdę.
    --Spadaj Erica. Gdzie zgubiłaś brata, hm? Znów widzi duchy?--wkurzała ją blondi.
    Podeszłam do nich i wymierzyłam plastikowi cios z otwartej dłoni. Zatoczyła się do tyłu i upadła na ziemie. Inne plastiki starały się jej pomóc, ale ona przeklęła i zaczęła się na nie wydzierać.
    Dziewczyna nazwana Ericą poszła do drzewa, oparła się o nie i zapaliła papierosa. Podeszłam do niej. Zaciągnęła się i dmuchnęła mi dymem w twarz.
    --Dzięki.--mruknęłam.--Wiesz, że palenie zabija?
    --A wiesz, że z Barbie się nie zaczyna? A tak w ogóle zjeżdżaj. Zasłaniasz mi słońce.
    Przeszłam tak, by go nie zasłaniać.
    --Lepiej?--spytałam a Słońce zaświeciło mi w oczy.
    --Lepiej, by było jakbyś zniknęła,a le nie będę marudzić. Spełniłaś moją prośbę,a teraz spełń kolejną. Spadaj stąd kochaniutka.
     --A jeśli ci powiem, że widziałam co zrobiłaś, będziesz chciała bym sobie poszła?
     Spojrzała na mnie z szeroko otwartymi oczami.
     --Co takiego widziałaś?--pisnęła.--Kim jesteś? Czym?!
     Spojrzałam na swoje paznokcie a następnie na Ericę.
     --Jestem Melodie. Upadłą. A ty pewnie jesteś czarownicą albo wyklętą.
     --Wyklętą.--odparła rzucając papierosa na ziemie i przydeptując go butem.--Co zrobiłaś, że cię wywalili na zbyty pysk? Wiedziałam, że Archaniołowie nie są zbyt milutcy, ale bez przesady. Ale dają karę odpowiadającą do zbrodni.
     --Ale jak tą zbrodnie się zrobi. Ja tego nie zrobiłam. Nie mieli dowodów, ale i tak mnie Wygnali.
     Uśmiechnęła się nie wiadomo dlaczego.
     --Spadłaś na kogoś?--spytała.
     --Chyba na ciebie, bo jesteś porąbana.
     Uśmiechnęła się jeszcze szerzej.
     --Często to słyszę. Jak myślisz dlaczego nie mam przyjaciół? No może mam jednego, ale on nie żyje.
     --Czekaj, widzisz zmarłych?
     Przytaknęła.
     --Jak to każdy wyklęty.--podniosła palec wskazując na niebo.--Mój braciszek idzie.
     Miała rację. Ktoś szedł w naszym kierunku.  Był w ogóle inny niż Erica. Miał blond burze na głowie, niebieskie oczy, jasną karnację i przystojne rysy. Był trochę większy niż ja.
    --Siema--przywitał się chłopak. --Jestem Eric.
    Eric i Erica cóż za szok!!
   --Melodie. Jesteście rodzeństwem? Nie jesteście w cale podobni.--stwierdziłam.
   Erica spojrzała na brata.
   --Jestem adoptowana.--odparła.
   --Chyba, że tak!!
   Po chwili zwróciła się do brata.
   --Jest Upadłą.
   --Jakie masz zadanie Melodie?--spytał Eric.--Wiem kim są Upadli. Wiem również, że oni z byle powodu nie są na Ziemi.
    --Masz rację Ericu.--zgodziłam się z nim.--Znasz może Simona?

    

    

środa, 1 maja 2013

Rozdział 2. Część II

                                              Rozdział 2.

                                                                II

Nie wiem ile czasu byłam nie przytomna. Ale gdy się obudziłam głowa mi pękała, a za oknem wysoko wisiał księżyc. Oświetlał wszystko na srebrno. Wszystko oprócz mnie. Zaczęłam spacerować po pokoju i dopiero w tedy coś zrozumiałam. Byłam u siebie w domu, a ja opuściłam ciało, by być czystą materią. Czułam się dużo lepiej. Bez ograniczeń. 
    Spojrzałam na swoje ciało. Klatka piersiowa Melodie unosiła się i opadała jakby spała. Z tyłu głowy miała szkarłatne włosy zamiast złotych. Jej skóra wydawała się być srebrna. Simon, mój Simon, siedział na fotelu obok łóżka i ściskał moją, a raczej tego ciała rękę. Również spał. W tedy ogarnęła mnie coś co u was nazywa się zazdrością, a na górze "grzechem śmiertelnym". Chciałam wyrwać rękę chłopaka z dłoni Melodie, ale nie mogłam nawet go dotknąć. Moja nowa postać na to nie pozwalała. 
   Powietrze coś rozerwało i pojawił się Elijah. Był cudowny. Zdziwiłam się, że się pomieścił w tym małym domku. Zawsze wydawał mi się nienaturalnie ogromny. Ale teraz był wyższy ode mnie tylko o głowę. Spojrzał na Simona i pogładził jego policzek świecącą dłonią. Miałam ochotę go odepchnąć od niego, ale się powstrzymałam. Wiedziałam, że by mnie powalił i walną w rany po skrzydłach. Wzdrygnęłam się na to wspomnienie. Było świeże chociaż od mojego Wygnania minęło 16 lat.
    --Witaj Archaniele.--przywitałam go.--Odnalazłam Simona.
    --Widzę.--odparł patrząc na niego.--Taka krucha istota z duszą Archanioła w środku...Może go zabić byle śmiertelnik...
   --Wiem, że pragniesz by Simon umarł. Ale on to człowiek. 60 lat bez niego ci na górze wytrzymają. To beznadziejne ciało nie pozwala mu być nieśmiertelnym. 
    Spojrzał na mnie gdy chłopak się lekko poruszył. Ścisną mocniej rękę Melodie. 
    --Coś do niego czujesz?--spytał Elijah.
    Dopiero w tedy zdałam sobie sprawę, że na niego patrze. Odwróciłam pospiesznie wzrok i skupiłam go na skrzydłach Archanioła. Były przepiękne. Mieniły się na wszystkie kolory jakie znałam, a te co ludzie znają to nie wszystkie. To dopiero kropla w oceanie kolorów.
    --To Archanioł w ciele człowieka. Nie mogę go kochać. Mogę tylko czuć do niego strach i skruchę.--odparłam po chwili zawahania.
    --Ale to też człowiek tak jak ty, Melodie.
    --Nie nazywaj mnie tak, proszę. Znasz me prawdziwe imię.
    Spojrzał na coś za skrzydłami, chyba na Simona, i znów na mnie. W jego oczach kryła się miłość chociaż prawie jej nie widziałam pod warstwą obojętności, która musiał mi pokazywać.
    --Jesteś w tym ciele 16 lat. Masz prawo się przywiązać do ludzkich uczuć. Możesz się zakochać w istocie z Ziemi Wyklętych. Nawet musisz. Taki ludzki los. A Simon, a raczej Michael, jest człowiekiem, który obok ciebie nie przechodzi obojętnie. Nadal w waszych żyłach płynie anielska krew. Zakochujecie się szybciej niż ludzie. I na dłużej. Wnikacie do ich serc i sprawdzanie jacy są. Wy się kochacie.
     --Nie kocham go Elijahu--skłamałam.--Widzę w nim Archanioła. Nawet go nie lubię. Robię tylko swoją misję. Mam go zabić, ale w szkole nie mogę. Wykorzystam jego miłość do mnie. Dajcie mi dwa miesiące. Proszę...
     Archanioł spojrzał na Simona. Sama też spojrzałam. Poczułam jak w moim ludzkim ciele ściska się serce. Był taki przystojny i kochany. Jego nieprzyzwoicie długie rzęsy rzucały cienie na policzki, wargi miał lekko uchylone, włosy spadały mu na czoło. Gdyby wiedział kim jest....
     --Jasne. Dwa miesiące. Ani dnia dłużej Wagabundo. Mamy problemy na górze a tylko Michael może je rozwiązać.
    --Demony?--spytałam i potwierdził.
    --Nie wiem jak się dostały, ale wydają się czegoś szukać.
    Pożegnaliśmy się i zniknął. Zostałam brutalnie wepchnięta w ludzkie ciało. Poczułam dwa razy mocniej, że jestem w więzieniu. Lekko podskoczyłam jakbym miała drgawki i Simon się obudził. Ciepło bijące z jego ręki mnie uspokajało.
    --Melodie, wszystko w porządku?--spytał zaspany.
    --Nic nie jest w porządku Simonie.--łzy zapiekły w oczy.--Nic nie jest na miejscu. Nas nie powinno tu być. Ciebie szczególnie.
    Przetarł oczy i spojrzał na mnie.
    --Powinienem wyjść z twojego domu.
    --Sama nie wiem. Nie chce byś tu był i widział jak ryczę a z drugiej strony chce byś został, i mnie przytulił.
    Bez słowa przyciągnął mnie do siebie i przytulił. Pozwoliłam łzą płynąć chociaż coś we mnie krzyczało bym się nie mazała przy Simonie. Ale co miałam zrobić? Po raz pierwszy łkałam. Nie wiedziałam jak to powstrzymać. Żal był mi obcy aż do teraz. Ale jakbym wiedziała, że taki przystojniak będzie mnie przytulał i pocieszał robiłabym to częściej.

wtorek, 30 kwietnia 2013

Rozdział 2.

                                                 Rozdział II        

                                                                I

Czasem miałam nadzieje zasnąć w tym ludzkim ciele i obudzić się w innym. Zawsze zastanawiałam się jak to by było umrzeć we śnie. Zasnąć i się nie obudzić... Ale oczywiście nie mogłam tego marzenia zrealizować, bo Elijah i tak by mnie odesłał do Ziemi Przeklętych, ale w innym ciele więc po co to by mi było? Już nie marzyłam o śmierci pogrążona we śnie. Chciałam umrzeć zanurzając się w zielonych oczach Simona i słuchając jak szepczę me imię.... Melodie... Melodie... Me imię wypowiedziane jego głosem z lekkim akcentem, który pochodził z jakiegoś zakątka Europy. Ale śmiem wątpić, że tak umrę. On umrze przede mną. Przeze mnie. Będę musiała go zabić. Wiem o tym. Przez 16 lat zdążyłam się pogodzić z tą myślą, ale Simon to zniszczył. Zależy mi na nim. Cholera, zależy mi na kimś kto jest cholernym Archaniołem w ciele śmiertelnika. Nie raz pewnie na mnie patrzył tam na górze nie odzywając się słowem. Gdybym tylko wiedziała, że zostanie zamordowany... Ochroniłabym go. Czy by tak myślał ktoś kto go "zabił"? Śmiem wątpić. Pewnie teraz morderca siedzi i się śmieje ze mnie. Głupia anielica dała się złapać złapać jeszcze głupszemu Archaniołowi.
    Spojrzałam spod książki na Simona. Mrużył oczy i gryzł ołówek zastanawiając się co by napisać w odpowiedzi. Wyglądał słodko, nie da się zaprzeczyć. Gdy na mnie spojrzał zasłoniłam się podręcznikiem do historii. Zrobiłam to tak gwałtownie, że podpaska, którą tam trzymałam spadła na podłogę. Cholera!! Schyliłam się po nią, ale sukinsyn, Ray, na nią nadepną. Odgarnął z oczu grzywkę.
    --Okresik, hę?--spytał i jego tępi kompani zaczęli się śmiać.
    Spojrzałam mu w bursztynowe oczy. Krył się w nich strach pod warstwą chęci zrobienia mi wiochy przed Simonem. Muszę zdrapać mu ten uśmieszek z tego pyska.
    --Tak i co z tego? Przynajmniej mam narządy do rozmnażania się a nie tak jak ty, Ray.--spojrzałam na jego krok.--Puste gacie, co?
    Zrobił się czerwony. Uśmiech znikł z jego twarzy a pojawiła się złość oraz chęć zemsty. Zamachną się jakby chcąc mnie walnąć, ale ktoś chwycił go za rękaw koszuli i szarpną do tyłu. Zdziwiłam się widząc Simona.
    --Mama cię nie wychowała, LaPomer?--spytał z jadem brunet.--To ja cię czegoś nauczę.--pchną go na biurko. Ray uderzył się w jego róg i upadł na ziemię z głuchym walnięciem. Skrzywił się łapiąc za brzuch.--Nie zadzieraj z dziewczynami bo chłopak może ci przywalić.
    --Kolejny narzeczony Melodie?--spytał a Simon go kopną w brzuch. Z ust blondyna trysnęła krew.
    --Jakieś słowo jeszcze ci Ray leży na wątrobie?--Archanioł spluną mu w twarz. Blondyn przeklną.--Tak myślałem. Jakby co mogę ci je wykopać.
    --Wykop sobie lepiej grób, Simon...
    Twarz bruneta wykrzywiła się ze złości. Jego oczy pojaśniały jakby ogień się w nich pojawił. Zacisną szczękę i zamachną się. W ostatniej chwili złapałam go, ale ten mnie odepchną. Upadłam uderzając w coś głową. Przed oczami pojawiły się gwiazdy. Zakręciło mi się w głowię.
    --Cholerny pieprzony drań!!--wrzasnęłam czując przeszywający ból z tyłu głowy.--Zabije cię!!
    Mój własny głos przeszywał mnie od środka. Nie mogłam tego słuchać, ale nie mogłam zamilknąć. Musiałam wykrzyczeć cała złość.
    Simon kopną Raya i podbiegł do mnie.
     --P-przepraszam--jęknął.
     --Spoko S.--pocieszyłam go.--Kilka szwów i po sprawie.
     Zakręciło mi się w głowie. Czułam jak świadomość mnie opuszcza. Wymykała się chociaż starałam się do niej przylegnąć całym ciałem. Ale nicość mnie wzywała. Chciała mnie otulić do snu jak troskliwa matka swe dziecko. Nie chciałam się do niej przytulić porzucając Simona. Ale nie mogłam dłużej walczyć z opadającymi powiekami, które warzyły prawie tone.
    Czy właśnie spełniło się moje skryte marzenie? Świadomość mnie opuszczała przy smutnym głosie Simona, który mnie przytulał i całował po całej twarzy natarczywie. Chciałam żeby pocałował mnie w usta. Nic innego nie pragnęłam. Tylko poznać smak jego warg oraz ich miękkość.
    Melodie...
    Simonie...                                                      

środa, 24 kwietnia 2013

Rozdział 1. część II

                                                     Rozdział 1.

                                                                      II

Serce mi się ścisnęło. Simon? Czy ja dobrze zrozumiałam? Chodzi jej o Simona O'Conora? Mam się nim zająć? Mam go zabić a nie niańczyć! On jest potrzebny na górze a nie tu, by zaliczać jakieś beznadziejne testy!
    --Simon O'Conor, tak?--spytałam.
    --Tak. Skąd to wiesz Melodie?--odparła staruszka.
    --Słyszałam plotki--skłamałam.--Od Alicji. 
    Wstałam zabierając torbę z ziemi, która była okropnie brudna. Skrzywiłam się podchodząc do staruszki. Uśmiechnęłam się. Siwowłosa pani chwyciła moją rękę i pociągnęła mnie do pokoju dyrektora. Skrzywiłam się czując zapach whisky, papierosów i cygar. Ledwo było widać chłopaka siedzącego na przeciwko pana starszego pana, przez dym. Zaczęłam się krztusić, ale udawałam, że wszystko okej.
    --Panie O'Conor. To panna Melodie.--przedstawiła nas sobie staruszka.--Idźcie na korytarz. Pan dyrektor was usprawiedliwi.--uśmiechnęła się. 
    Simon wyprowadził mnie z pokoju dyrektora. Pomógł mi wykrztusić, prawie, płuca. Poryczałam się!! Przed Archaniołem. Kurcze, jak ktoś się o tym dowie to zaczną plotkować. 
    --Dzięki Simon.--podziękowałam gdy przestałam się krztusić.
    --Skąd wiesz jak mam na imię? Nie przedstawiałem się.
    Spojrzałam na niego. O mój.... Simon był cholernie przystojny!! Miał jasnobrązowe włosy, które spadały mu na czoło, lekko opaloną karnację, jasnozielone oczy z ciemniejszymi obwódkami, miękkie, przystojne rysy, prosty nos, usta o cudownym kształcie. Był ubrany w ciemnozielony T-shirt, dżinsy do kolan, które wyglądały tak jakby sam je skrócił, oraz w czarne trampki. 
    --S-są p-p-pl-otki, że t-t-ak ma-sz...
    --Masz problemy z wymową?-spytał łagodnie. Przymkną oczy  dzięki czemu wyglądał jeszcze przystojniej.
    --Tak.--starałam się, by głos mi nie drżał.--Chodziłam do logopedy, ale zrezygnowałam. Wiesz...
    --Tak, wiem. I rozumiem.--odgarnął mi włosy z twarzy.-- Czesz się do tyłu. Pokazuj swoją śliczną buzię. I nie farbuj włosów.
    --Nie farbuje się!! To jest mój naturalny kolor.
    Skiknął głową.
    --Wiem. Od dziecka mam taką, hm, moc? Nie wiem jak to nazwać. Może dar? Mniejsza o to. Chodzi mi o to, że wiem co jest naturalne a co nie. Wiesz o co mi chodzi?
    --Wiem.-odparłam. Dziwne, czułam się jakbym go znała od lat.--Kiedyś słyszałam coś czego nikt nie słyszał. 
   Zbliżył twarz do mojej w niebezpieczny sposób. Nabrałam powietrza. 
    --W jakim sensie Melodie?
    Moje imię wymówione jego głosem... Mmm... Najpiękniejszy dźwięk w moim życiu.
    --Mogę powiedzieć sens czyiś myśli.
    Spojrzał mi głęboko w oczy. Po raz pierwszy w tym durnym ciele poczułam ciepło przepływające przez nie. Może dla tego, że po raz pierwszy z kimś rozmawiam? 
    --Spróbujesz może z moimi?
    Zamknęłam oczy skupiając się na jego umyśle. Był bardziej zabezpieczony niż innych osób. No tak, to Archanioł w ludzkim ciele. Weszłam do myśli Simona. Widziałam tam siebie: dziewczynę o mlecznej cerze, długich, lekko zakręconych, złotych włosach, kocich, srebrnych oczach, delikatnych, ale ładnych rysach. 
    --Myślisz o mnie.--powiedziałam jeszcze bardziej się skupiając na jego umyśle.--Uważasz, że jestem ładna. Miło. Chcesz zaprosić mnie na bal.
    Otworzyłam oczy i zamrugałam parę razy by odciąć się od myśli Simona. 
    --Wyczytałaś wszystko.--powiedział zdziwiony.--Więc jak, pójdziesz?
    Uśmiechnęłam się.
    --Jasne. Przyjdź do mnie o ósmej. Jutro ten bal, tak?
    --Yhy.-spojrzał na obraz przed nami.--wydaję mi się, że cię znam, Melodie.
    --Mi również Simonie. Mi również....
  

Rozdział 1.

                                             Rozdział 1.

                                                              I

Wszystko szło mi jak po brudzie w tej gównianej Ziemi Przeklętych. Nie umiałam pisać testów, robić dekoracji, biegać w ludzkim tępię i grać w zbijaka. Ciągle się bałam, że ktoś walnie mnie w ślad po skrzydłach i, że się nie podniosę. Ten ból, by był gorszy niż poród, niż spalenie żywcem, nawet od tych rzeczy razem wziętych. Ale to ludzkie ciało mnie dobijało. Było ciasne i niepraktyczne. Czułam się w nim jak w więzieniu. Rozerwałabym je, ale raz próbowałam. Cięłam się. Krew spływała strumykiem po jasnej skórze, ale wciąż było to więzieniem. Nie poczułam się ani na moment lepiej. Ale ta czerwona ciecz mnie zainteresowała. Pachniała metalicznie i tak kusząco. Była lepsza niż perfumy.  
    Ale wróćmy do rzeczywistości. Siedziałam na lekcji religii i słuchałam tego co mówiła nauczycielka. Śmiałam się w duchu. Myślała, że wszystko jest idealne. Że tam na górze jest ućciwość. Ja jestem żywym dowodem, że jej nie ma. Zesłali mnie do Ziemi Przeklętych, bo uważają, że to ja zabiłam Archanioła. Ja anioł, który ma najniższą rangę jaką się da mieć. Jakbym miała zabić kogoś tak potężnego? Musiałabym mieć broń, którą ma Elijah. 
    --Melodie, wstań!--rozkazała nauczycielka a ja to zrobiłam. Uśmiechnęłam się buntowniczo.--Co cię tak bawi? Też byśmy chcieli się pośmiać. 
    --Przykro mi, ale nie mogę powiedzieć. I to nie pani interes. Nie ma w regulaminie, że nie można się śmiać. Czyż tak nie jest, hm?
    Nauczycielka zaczęła się jąkać szukając odpowiedzi. Patrzyła na uczniów szukając pomocy, ale nikt nie wyciągnął do niej pomocnej dłoni. Spoglądali na mnie z otwartymi ustami. Nikt jeszcze się jej nie sprzeciwił. Wiem. Jest uważana za "silną sztukę", ale dla anioła to pikuś. Wystarczy znaleść lukę w ich umysłach i można postawić się każdemu. Dowiedziałam się, że boi się sprzeciwu. Od razu zyskałam od niej szacunek. Jako pierwsza się jej postawiłam. 
    --Melodie, siadaj dziecko...-wydukała. Zrobiłam to nie przestając się uśmiechać jak łobuz.-Proszę teraz się nie śmiać. A więc.....
    Prowadziła monolog, którego prawie nikt  nie słuchał. Patrzyli na mnie gdy unosiłam ołówek siła woli. Na szczęście Elijah tego mi nie odebrał. Bym się załamała bez żadnej zabawy. Zostałam ośmieszona na górze, ale na Ziemi Przeklętych miałam zamiar być lubiana. Kiedyś już taka byłam, ale spory szmat czasu temu. Zostałam zamordowana w wieku 15-nastu lat. Byłam w barze ze swoim chłopakiem i bach!! Ktoś wyciągnął broń i zaczął nią wymachiwać jak wariat. Chciałam go jakoś obezwładnić, ale poszło na marne. Gdy zaczęłam się z nim szarpać broń wystrzeliła. Kulka przeszła na wylot. Nic nie czułam z wyjątkiem ogarniającego zimna. Tak wygląda śmierć.
   Ktoś zapukał do drzwi. Nie zadowolona nauczycielka przerwała monolog na co klasa westchnęła z ulgą. Opuściłam ołówek gdy w klasie ukazała się starsza pani z jakąś kartką w ręku. Nawet z odległości 5-ciu ławek czułam zapach papierosów i burbonu. 
    --Melodie McCartny.-powiedziała staruszka.--Obecna?
    --Tak.--odparła nauczycielka a pod nosem dodała.--Niestety.
    Siwowłosa pani się uśmiechnęła i zaczęła czytać: 
    --Panna Melodie McCartny jest proszona o to by się zajęła jutro nowym uczniem. Wie jak wyglądasz. Sam podejdzie.--Uniosła stare oczy, które mówiły, że jest mądra i starsza niż mówiły jej zmarszczki.--Jest nieśmiały. Znam tego chłopca. Bardzo miły.--Zachichotała.--Polubicie się. 
    --Psze pani, ale jak on ma na imię?--spytałam.
    --Simon.--odparła z szerokim uśmiechem.