Moi kochani czytelnicy :D

niedziela, 27 października 2013

Rozdział 16.

                                            Rozdział 16. 

Dzień wcześniej...

Dzień randki...

Oczywiście, że musiałam tam pójść!! No kto, by nie poszedł na randkę z takim kolesiem jakim jest Simon? Na samą myśl o  nim robiło mi się gorąco a serce ogarniało jakieś przyjemne ciepło, którego nie mogłam przytłumić nawet paroma kieliszkami whyski. Nie myślcie, że byłam upita. Była tylko lekko wstawiona, co mi dodawało odwagi. Oraz ciuchy, których nigdy nie zakładałam. Fioletowo-zielona sukienka na ramiączka do uda, która mocno zarysowywała moje piersi oraz brzuch. Greckie sandałki na małym obcasie. Były jeszcze dodatki, no ale po chwili zrezygnowałam z większości, by zostawić tylko spinki na głowię i naszyjnik z moim piórem. Gotowa na randkę poszłam pod szkołę.

 ***

Czekam, czekam, czekam i doczekać się nie mogę!! Stoję od piętnastu minut i nadal go nie ma. Czy mnie wystawił do wiatru? Pewnie tak... W końcu kto by chciał się ze mną umówić? Na pewno nie Simon. Jest za fajny... Eh... Chyba pójdę do niego i mu wygarnę. I tak zrobiłam.
Po paru minutach stałam przed jego domem. Były tam nadal ślady po domówce, ale nie było tam przynajmniej syfu.
Zadzwoniłam. Nic. Zapukałam. Również nic. Weszłam.
-M-elodie...-usłyszałam zmęczony głos Simona.
Spojrzałam z mocno bijącym sercem na ziemię. W kałuży krwi leżał Simon. Był wykończony, cały poobijany. Pobity. Nie miał na sobie koszulki, a z pleców wystawały mu szczątki skrzydeł. Nawet tak ich nie można nazwać. Czerwone ślady z Anielskich zaklęć pulsowały w rytm jego ledwo bijącego serca. Starał się wstać, ale z jego gardła wydobył się krzyk i upadł na ziemię jęcząc z bólu.
Byłam przerażona. Nie, przerażenie to za mało. Uklękłam i starałam się sobie przypomnieć zaklęcie, ale nie mogłam. Mój umysł przykryła jakby mgła. Nawet nie mogłam sobie przypomnieć jak się nazywam, a co dopiero Anielski Język. Mogłam jedynie zrobić to co człowiek. Pobiegłam do łazienki, wzięłam tyle bandaży ile się miał i owinęłam jego szczątki skrzydeł. Materiał szybko przesiąkł, ale nie poddawałam się. Musiałam uratować Simona. Nie mógł stać się Wygnanym. Gdyby te czerwone znaki, by zniknęły już nie będzie nigdy Archaniołem tylko Wygnanym, Wyklętym.
Demonem.
-Simon, Simon, odezwij się, błagam-szlochałam starając się mu nie zrobić krzywdy, choć to było trudne. Nawet napięcie mięśni go bolało. Skrzydła w końcu były połączone z plecami, co nie pozwalało mu się choćby ruszyć.
-Zzostaw mnie-wychrypiał.
-Nie!! Nie zostawi cię, Simon, nie zostawię!! -krzyczałam nie wiedząc co dalej począć.
Ogarnęło mnie zimno i ciepło. Co... Nie, nie nie nie nie nie nie!! Nie teraz, proszę....
Krzyknęłam opadając na podłogę obok Simona. Zaryłam paznokciami podłogę wyginając kręgosłup w łuk. Wrzasnęłam tak, że sama się zdziwiłam, że człowiek może wydać z siebie taki dźwięk. Pełny bólu, rozpaczy, nadziei. Ból rozsadzał całe plecy. Cała mnie. Wiedziała, że opuszczam swoje ludzkie ciało, by znów stać się Aniołem.  Przeżyłam to parę tysięcy lat temu. I to światło...
Elijah.
Przede mną stał Elijah. Pokój Simona i on sam zniknęli. Stałam przed Archaniołem w swoim prawdziwym ciele. Już nie byłam Melodie. Byłam Wagabundą. Staliśmy w białym blasku. W złotych skrzydłach Elijaha odbijała się scena śmierci Simona. Wił się w niewyobrażalnym cierpieniu w kałuży krwi. Poruszał wargami, ale nie wiedziałam co mówi.
-Wagabundo, brawo-pochwalił Elijah.
-Za co mnie chwalisz?! On zamienia się w...
-I o to chodziło-powiedział.
-Co?!!?!?!?!
Elijah uśmiechnął się a jego skrzydła zamieniły kolor. Były czarne.
Demon.
Cofnęłam się o parę kroków, ale mnie chwycił za nadgarstek i pociągnął do siebie. Czułam ten nieznośny odór siarki. Był Demonem i to nie byle jakim. A samym posłańcem szatana. Było to czuć po jego zapachu i widać po skrzydłach.
Jego szpony wbijały mi się w nadgarstek raniąc aż do krwi, ale ona nie była czerwona tylko czarna. Wiedziałam co to oznacza. Zaczęłam stawać się jak on. Demonem.
-Puszczaj! -wrzasnęłam.
-O nie, kochana-warknął a odór siarki mnie otoczył.
-Czego chcesz?
-Czego ja mogę chcieć?-zapytał sam siebie. -A wiem, twojego i Daniela Upadku.
Starałam się wyrwać, ale ciemnej krwi zaczęło się robić co raz więcej. Musiałam przestać. Jedno z moich piór już było czarne.
-Spieprzaj!-wrzasnęłam. -Weź mnie a Simona zostaw! Słyszysz?! Czemu to robisz sukinsynu?! Czemu?! Co on ci zrobił?!
Zaśmiał się.
-Doprowadził do Upadku-wyjaśnił.- Dwa wcielenia temu zostałaś oskarżona o zabicie Archanioła, prawda? Ale to ja go zabiłem. Ja zabiłem Daniela, najważniejszego Archanioła. Ja!! Elijah! Odkrył coś czego nie powinien, ja doprowadzałem do Anielskiej Egzekucji. I do Upadków innych Aniołów. Więc go zabiłem i zrzuciłem winę na ciebie. Czyż to nie genialne?! Zabiłem go a jestem czysty!! Użyłem do tego Miecza Michała. Pamiętam nadal ten dźwięk, gdy ostrze przebiło mu się przez żebra... Gdy przebiło mu serce i doprowadziły do tego, że ja sam stałem się Demonem a on-człowiekiem. A teraz-podniósł dłoń.-doprowadzę ciebie, Wagabundo, do Upadku.
-Zrób co chcesz!!-wrzasnęłam przerażona-ale zostaw, zostaw Simona... Zostaw go...
-Kuszące, ale nie.-fuknął.
Uderzył mnie w twarz z taką siłą, że upadłam. Chwycił mnie za skrzydło i je wyrwał. Wrzasnęłam. Boli!! Strasznie boli!! Czułam się tak, jakby palono mnie żywcem. Każdy nerw płonął, a ja nie mogłam nic z tym zrobić.
Przepraszam Simon, przepraszam...
-Simon!!-usłyszałam głos Anny Rosy.
Elijah odwrócił się tak, żeby mieć widok na swoje skrzydła. Warknął widząc Anne Rose w Anielskiej postaci pochylającej się nad Simonem. Położyła dłoń na jego plecach i zaczęła wymawiać Anielskie Zaklęcie.
Uśmiechnęłam się mimo przerażającego bólu. Simon jest bezpieczny, Simon... Zostanie Danielem... Archaniołem...
Myśli ode mnie uciekały. Wiedziałam, że mdleje. Świadomość wyciekała mi przez palce, ale zdążyłam poczuć przerażający ból, gdy Elijah wyrywał mi kolejne skrzydło. Wrzasnęłam i poddałam się nicości Upadku.

***

Wagabunda... Myślałem. To dzięki niej jestem cały. Nie dzięki Anny Rosie. Ona mnie uzdrowiła, ale Wagabunda się poświęciła, by mnie uratować.
Ciągle o tym myślę, gdy patrze na Ziemię Przeklętych. W tedy jej szukam. Mojej Melodie. Znajduję ją co parę lat. Patrzę jak dorasta, staję się nastolatką, żeni się, starzeje i umiera. Serce mi się kraja, ale cóż mogę zrobić? Nie mogę przywrócić jej skrzydeł.
Chwyciłem Miecz Michała. Od wieku chcę to zrobić. Przykładam ostrze tam, gdzie skrzydła się łączą. Zaciskam wargi, by nie krzyknąć i zamachuję się.
Upadam dla ciebie, Melodie.
Kocham cię...


I o to koniec mojej książki!! Jak Wam się podoba koniec?? ;)  W ogóle jak przeżycia?? ^^
Dziękuję Wam za wszystko, a szczególnie, że mnie spieraliście ;) To dzięki Wam skończyłam tą powieść :D A jutro, a może nawet dzisiaj pojawi się prolog albo rozdział, sama jeszcze  nie wiem, na moim nowym blogu: http://gdynasniebedzie-mjgabi.blogspot.com/ serdecznie do niego zapraszam!! :D
Dziękuję za wszystko i serdecznie pozdrawiam!! ^^
P.S. jeśli macie blogi zostawcie link w komentarzach :D Chętnie poczytam!! <3 Kocham Was!!






sobota, 26 października 2013

Rozdział 15.

                                           Rozdział 15. 


Dwa dni wcześniej...


Wiecie, że życie może być piękne?
 Ha! Jaja sobie z was tylko robię. Życie to jedno wielkie gówno a potem się umiera, jak to ujął Jacob Black z sagi "Zmierzch". Zgadza się to w stu procentach. Jak ktoś nie wierzy niech zostanie Upadłym i niech sam się przekona ile jest bólu i cierpienia na Ziemi Przeklętych. Ludzie umierają co parę sekund. Nawet niektórym nie jest pisane zobaczyć słońca i gwiazd. Skandal! Najładniejsze rzeczy na tym przeklętym świecie nie są dla wszystkich. Mogliby przynajmniej to ujrzeć, potem zginąć. No, ale wtedy byłoby trudniej się rozstać z tym świtem.  Chyba, że to anioł w drugim ciele. To może cholera trafić i się modlić o śmierć. Mogłabym być nawet Stróżem, by tylko się stąd wynieść. Czy proszę o tak wiele, Elijahu?
Z tych czarnych myśli wyrwał mnie dzwonek do drzwi. Odłożyłam książkę i poszłam otworzyć. Zdziwiłam się widząc w progu Ercia. Zamiast powiedzieć choćby "hej" pocałował mnie. Ja pierniczę! Nogi się pode mną ugięły, ledwo na nich stałam!! Jęknęłam mu w wargi powstrzymując się żeby nie zanurzyć się z nim w namiętnym pocałunku. Musiałam się zmusić, żeby go odepchnąć. Poczułam, że chce mocniej do mnie przywrzeć, ale odsunęłam się. Oboje oddychaliśmy ciężko przez tą pieszczotę.
-Okej, to było niezłe-pochwaliłam.-Ćwiczyłeś?
-Yyyy-nie wiedział co odpowiedzieć.
-Język mi za głęboko wsadziłeś i ci go nie oddałam?
Uśmiechnął się przypominając mi dawnego siebie. Był szczęśliwi. Zapewne dlatego, że mnie pocałował i to nie byle jak. Ale z języczkiem.
Zaprosiłam go do środka. Wszedł z chęcią i rozgościł się na sofie. Poszłam w jego ślady i usiadłam obok chowając książkę, której nikt, oprócz mnie, nie powinien widzieć.
-No, po co przyszedłeś?-zapytałam.
-Po nic.-odparł.
-Po nic? Dla ciebie to było nic? Wsadziłeś mi język do gardła, człowieku! To cud, że nie zwymiotowałam ci do ust, bo poruszyłeś tym czym nie powinieneś.
-No może po to-przyznał.
-No, wreszcie jakiś postęp. Mów co ci leży na wątrobie.
-E, okej. Czy to prawda, że chodzisz z Simonem?
Ja i Simon? Marze o tym! Ale czy chodzimy? Nie... Śmiem wątpić, czy w ogóle kiedyś będziemy. Na górze na pewno nie. Może tylko w moich snach i we wspomnieniach, gdy mnie całował. Ale to co się działo na stołówce...
-Nnieee-odpowiedziałam.
Zmarszczył brwi patrząc na mnie.
-On uważa coś innego-stwierdził.
-CO?!?!?!?!?!?!?!?!
Oparł się wygodniej i uśmiechnął się jak łobuz. Miałam ochotę go za to zabić.
-A no. Mówi co innego. Ponoć się baaaardzo kochacie. Bez skojarzeń proszę.
Ja i.... Nie. Chce mnie tylko wkurzyć. Na pewno.  Ale mogę mieć lipną nadzieje... To lepsze niż nic.
Jakby na zawołanie mój telefon zaczął podskakiwać, ale za chwilę przestał. Wzięłam go i zobaczyłam wiadomość od Simona. Zagryzłam wargę, by nie pokazać tego co właśnie czułam.
Hej, z tej strony Simon ;) Masz dla mnie czas jutro?? Chce pogadac. No moze cs wiecej :* 
Odpisałam.
Jasne!! 
No okej, jutro przed szkola?? O 20 <3 
Radość ogarnęłam moje serce i resztę ciała. Idę na randkę! Na randkę z najseksowniejszym facetem świata!! JA!!!
Ale bym nigdy tam nie poszła jakbym wiedziała co się stanie....

Hej, to znowu ja :D Specialnie się wysiliłam i napisałam kolejny <3 Ale chyba Was zadowolę, za 2-3 rozdziały koniec!! Heh, kolejny blog już zrobiony, jestem zadowolona, ale dam Wam, gdy skończę pisać na tym ;) Jesteście ciekawi?? Mam nadzieje, że tak :D Jestem taka podniecona, że pokarze Wam inny świat!! Inną swoją książkę!! Mam nadzieje, że będzie dłuższa od tej, bo ta to króciutka :c Kończę ją, bo pomysły mi się kończą, a z tamtą mam masę!!
Pozdrawiam serdecznie i całuję <3 Ale nie jak Eric xD
P.S. jutro powinien być nowy rozdział, ale nie wiem czy się wyrobię, nic nie obiecuję ;) Pa :*

Rozdział 14.

                                                         Rozdział 14. 


Świat jest do bani!-tak brzmiały moje pierwsze słowa, gdy się obudziłam. No czy tak nie jest? Mieszkamy w jednym miejscu przez całe życie, ludźmi rządzą pieniądze i inny człowiek oraz "policja" na której widok niektóre dzieciaki szczekają albo miauczą. Po co? Nie mam zielonego pojęcia. Ale to robią chyba sami nie wiedząc dlaczego. Przecież oni w ogóle nie przypominają psów ani innych zwierząt. No niektórzy tylko chomiki, wpakowują sobie do ust pączki jakby od tego zależało ich życie. 
Szłam do szkoły przygnieciona wagą plecaka pochylając się, tak że omal nie dotykałam włosami ziemi. Słuchawki trzeszczały w uszach przyprawiając mnie o dreszcze. Oglądałam zbyt dużo horrorów, przyznaję się bez bicia a szczególnie Silent Hill. Tam radio wydawało taki dźwięk, gdy jakiś zombie się zbliżał. Wzdrygnęłam się za pierwszym razem, ale później miałam wrażenie, że naprawdę jakaś pielęgniarka się za mną czai lub Piramidogłowy. To było straszne. Koszmarne. Ale przywykłam do tego. W końcu co innego bym mogła zrobić?
Tak jak przywykłam do śmierci Simona.

Wiem wiem wiem, baaaardzo krótki rozdział, ale chcę Was przetrzymać w napięciu :D Często, gdy czytam książki jest taka chwila ciszy przed burzą i to denerwuje ^^ Wiem, zła ja :D Poszłam w ślady tych autorek i tak samo zrobiłam Wam, buahahahaha!!
Dobra, teraz parę słów ode mnie. I na poważnie. Za niedługo kończę z tym blogiem, bo za jakiś czas będzie koniec. Ale wymyśle coś nowego ;) Już nawet mam pomysł ^^ Lubicie horrory?? Mam nadzieje, że tak, bo mam pomysł właśnie na horror typu mangi "Doubt" i "Swort Art Online" :D Dam Wam znać na tym blogu o tym moim pomyśle ^^ Serdecznie zapraszam i mam nadzieje, że czkacie na następny rozdział ;)
Serdecznie dziękuję, że ze mną jesteście :D Tylko dzięki Wam jeszcze piszę ^^
A więc co myślicie co będzie następnie?? Simon przeżyje?? Będzie Archaniołem?? A może w ogóle czymś innym?? Z kim będzie Melodie?? Jak się pozbiera po śmierci Simona?? Jak on umarł?? Spokojnie, wyjaśni się wszystko :D
Pozdrawiam serdecznie!! ^^ 

środa, 23 października 2013

Rozdział 13.

                                                Rozdział 13.


Walka... Od kąt jestem na Ziemi Przeklętych nie jeden raz ją widziałam. Rozlew krowi. Pamiętam nadal, gdy zobaczyłam ją po raz pierwszy. Szłam ciemną uliczką , w pierwszym ciele. Jakiś dwóch starszych chłopaków podeszło do innego, młodszego z którym siedziałam na angielskim. Siedział rozmawiając z kimś przy kantorach. Uśmiechał się serdecznie i mi pomachał, gdy mnie zobaczył. Uniosłam rękę, by odwzajemnić ten miły, ludzki gest. Ale zamarła w powietrzu. Nie mogłam się poruszyć. Nic nie mogłam. Tylko patrzeć jak te dryblasy unoszą go za kołnierz koszulki. Jeden z nich chwycił za ręce i wykręcił w tył. Starał się wyrwać, ale nie miał szans. Byli za silni. Wyżsi. Ciężsi. 
Nie miał szans. 
Ale szarpał się ze wszystkich sił chcąc wyswobodzić ręce z żelaznego uścisku. Wrzasnął tak, że zostałam zadziwiona tym, że człowiek może taki dźwięk z siebie wydać. Jego kolega ruszył mu na pomoc, ale drugi ze starszych walnął go w brzuch. Na ziemię trysnęła krew. Skulił się zamykając usta. Upadł. Starszy ruszył do chwyconego młodego. Zamachnął się...
Zablokowałam cios. Jego ręka zatrzymała się tuż przed twarzą biednego chłopaka. Patrzył na mnie zdziwiony, że zatrzymałam cios. Użyłam do tego Anielskich Mocy. Inaczej bym nie miała szans. Kopnęłam go w splot słoneczny powalając na ziemię. Odwróciłam się i od razu zostałam zmuszona chwycić młodszego chłopaka, bo mi go rzucił uciekając. 
Ale ta walka, którą miałam teraz była inna. 
Oczy Simona popatrzyły na nożyk, który przecinał materiał koszuli. Delikatnie krwawił. Wiedział, że jak wbije go mocniej przebije mu serce. I umrze. Trafi tam na górę i znów będzie Archaniołem, którego się wszyscy obawiają. A ja już nie będę Upadła. Będę Aniołem wyższej rangi.
-Nie ruszaj się-rozkazałam.-Nie chcę żebyś cierpiał choć cię nienawidzę. Załatwię to szybko. Obiecuję.
-Nie chcę byś to szybko załatwiła-wychrypiał.-Masz tego w ogóle nie robić.
-No chyba nie.
-Proszę, Melodie... Wagabundo..
Wagabunda. Tak mnie nawał, gdy leżał na mnie i zdejmowałam mu spodnie. Pamiętam wciąż jak jęczał, gdy go dotykałam, gdy manewrowałam przy jego rozporku...
Nie! Skarciłam się w myślach. Mam go zabić a nie się z nim użerać. Muszę to zrobić... Dla dobra ogółu. dla dobra tego wszystkiego na górze. Ale jak mogę takie coś zrobić wiedząc, że sama siebie unieszczęśliwię? To wbrew naturze człowieka, nawet Anioła! A ja jestem tymi dwoma... Jak mam mu wbić ten nożyk w pierś kiedy moje serce i rozum krzyczą "nie"?
Muszę to...
Simon chwycił moje nadgarstki w żelaznym uścisku i usadowił sobie mnie na kolanach. Zostałam zmuszona usiąść na nim okrakiem i patrzeć w jego cudowne, zielone oczy, które ukrywały nieziemską mądrość. I coś jeszcze. Miłość. Taką zwyczajną co każdy człowiek ją przeżył. Prawdziwą, szczerą, bezwarunkową. Prawdziwą.
-Melodie, jeśli chcesz zrób to-wyszeptał prawię dotykając moich warg swoimi. -Ale daj mi się po raz ostatnio pocałować, proszę. Gdy to zrobię, możesz mnie zabić. Nie będę walczył. Nie mam zamiaru. Ale pocałuję cię.
-J-jasne.
Zrobił to. Zbliżył swoje wargi do moich i mnie pocałował. Namiętnie. W taki sposób, że jakbym stała na stówę bym upadła. Jego wargi były... idealne. I jeszcze pieścił ręką moje udo, choć zasłonięte dżinsami czułam ciepło jego dłoni, jej miękkość. Tak... idealnie... Nie mogę nawet trzeźwo myśleć! Ale po co mi myśli w takiej chwili? Są zbędne. Ważne, że jego wargi należą teraz do mnie, są połączone w miłosnym uścisku.
Teraz.
Za chwilę zostały oderwane. Z rozpędu pocałowałam go w brodę. Podniósł mnie i sam wstał, by usadzić mnie na swoim krześle. Byłam tak rozkojarzona wargami, które mnie przed chwilą pieściły, że nie zauważyłam, że mam w ręku nożyk.
Uklęknął i chwycił mnie za rękę. Tą z bronią. Ustawił ją tak, że wystarczyło, żebym ją lekko pchnęła i, by została wbita w jego pierś. Popatrzył mi w oczy, które błyszczały jak szmaragdy. Zacisnęłam palce na rękojeści.
-Zrób to-wychrypiał.
Zrobię to.
Nie zrobię.
Sama już nie wiem.
Co mam zrobić?....



sobota, 19 października 2013

Rozdział 12.

                                                   Rozdział 12.


Wsadziłam do uszu słuchawki chcąc zagłuszyć i oszukać zmysły. Włączyłam najgłośniejszą piosenkę jaką miałam i zatraciłam się w niej rozmyślając nad słowami piosenki The Doors "Hello, I love You". Przegryzałam wargę za każdym razem, gdy był refren. Zamknęłam oczy nie chcąc pokazać w nich kryjących się łez, których od całego dnia nie chciałam wypuścić, aby nie pokazać słabości przy wszystkich uczniach. Ale teraz siedziałam sama na stołówce jak najdalej od nich. Ich myśli mnie przerażały. Nie chciałam być w ich głowach, za chiny!! Nawet sobie nie wyobrażacie, o czym oni mogą myśleć. Fuj!
Wbiłam się mocniej w drewniane krzesło, które w ogóle nie było wygodne. I wzięłam frytkę z przesiąkłego tłuszczem talerzyka. Wsadziłam go do ust chcąc czymś załagodzić koszki smak goryczy, który miałam przez cały czas w ustach przez to co mi zrobił Simon, człowiek, którego kochałam nad życie. Była nawet ważniejszy od tego, że mogę stać się Wyklętą, nie Upadłą, na wieki wieków.
Upadła to Anioł, który jest pół Wyklętym pół Aniołem. Wiele osób myli te pojęcia. Jest to jak wyrok w zawiasach. Mogą się mylić, oczywiście. Ale są pewne różnice. Wyklęty jest demonem, jak te z Biblii nazywane Upadłymi. Ale ktoś właśnie się pomylił i nazwał ich inaczej. Trochę irytujące. Ale się przyjęło. Co na to poradzić? Tak jest i już. Nie mogę tego zmienić.
-Hej-ktoś się przywitał.
Uniosłam lekko powieki i je szeroko otworzyłam widząc przy swoim stoliku Simona. Uśmiechał się do mnie jakby przed paroma godzinami na moich oczach, nie całował innej. Zagryzłam wargę i zignorowałam go. Wcisnęłam frytkę do ust.
-Ej, Melodie-dotknął mojego ramienia.
-Zostaw mnie, okej?-mruknęłam unikając jego wzroku.-Zostaw mnie samą.
-Coś się stało?-zapytał z troską.
-Zostaw mnie samą-powtórzyłam przeżuwając frytkę jak gumę do żucia.
Targały mną sprzeczne uczucia. Z pewnej strony chciałam pocałować Simona tak jak wtedy, za pierwszym razem, bez wylądowania na nim ani pod nim; a z drugiej strony- by odszedł i poszedł gdzieś z dala ode mnie. Oddałam się temu drugiemu. Wiedziałam, że jest słuszny. I dobry. Po tym co mi zrobił powinien zostać ukarany. Niech o mnie walczy. Chcę zobaczyć, co do mnie czuję. Jak o mnie walczy. Chcę, by poczuł to co ja, gdy ją całował.
-Nie możemy pogadać?-spróbował ponownie.
-Nie. Nie mamy o czym-stwierdziłam krzywiąc się, bo słuchawki wydały nieprzyjemni pisk. Jakieś zwarcie. I muzyka została przełączona na Michaela Jacksona "She's out of my life". Idealnie opisywała to co właśnie czułam.
-Powiedz mi o co ci chodzi-poprosił.
Spojrzałam na niego sceptycznie i prychnęłam biorąc kolejną ziemniaczaną pałeczkę.
-Po co? I tak to cię nie obchodzi, Archaniele.
Usiadł obok mnie i mnie objął. Starałam się ukryć, że jego dotyk nie sprawił mi przyjemności. Zostałam obojętna wpatrzona w frytkę, którą trzymałam.
-Rozmowa jest ważna, wiesz?-zapytał dotykając mojej szyi nosem.
-Ale z tobą już nie są-warknęłam.- W ogóle jesteś już nie ważny. Zepsułeś to. Zepsułeś. Byłeś dla mnie ważny. Ale teraz już nie. Chcę byś znów się stał Archaniołem i wyniósł się z mojego życia, tego ludzkiego i Anielskiego.
-C-cooo?-zdziwił się.
-Cicho bądź!
Chwyciłam nożyk ukryty w kieszeni i obróciłam się z wymierzoną bronią prosto w jego klatkę piersiową, tam gdzie miał serce... Serce, które nie należało do mnie.
Teraz.
Ani nigdy.


czwartek, 17 października 2013

Rozdział 11 i moje specialne podziękowania ^^

                                         Rozdział 11. 

                            I specialne podziękowania. 


Chodzenie do szkoły to najgorszy obowiązek każdego na Ziemi Przeklętych. Uczyć się czegoś co i tak się nie przyda. Na przykład po co nam się przyda wzór na obliczanie pola koła? Idąc do sklepu będę mówić "dzień dobry, poproszę 2,78484 decymetra kwadratowego bułki"? Ha! Uważajcie, bo pójdę i tak powiem. Rozumiem dodawanie i odejmowanie, dzielenie i mnożenie... W końcu musimy policzyć ile mamy szminek w torebce czy czegoś tam. Ale reszta? Nie pojmuję tego... Przez te dwa wcielenia nad tym myślę i nadal nic mi nie przyszło do głowy. 
Ale był jeden plus w szkole. Mogę zobaczyć Simona!! Tak się cieszę, ale także boję. Co sobie pomyśli, gdy mnie zobaczy szczerzącą się do niego jak głupia? Przecież... Całowałam go tam gdzie języka w życiu nie powinnam mieć!! I do tego wie czym jesteśmy... Mogę mieć problem. I to spory, tam na górze. W końcu zachowywaliśmy się jak nastolatki a jesteśmy Aniołami, które mają świecić przykładem. Ale, no cóż, jestem Upadłą. Chyba mogę robić to co mi się na razie podoba, prawda? Bo nie mogą mi nic zrobić, a nie muszą wiedzieć, że Simon już wie z jakiej gliny jest ulepiony.
Uśmiechnęłam się sama do siebie nie patrząc nikomu w oczy. Byłam szczęśliwa wiedząc, co Simon do mnie czuje. I że możemy tu również nie udawać, nie ukrywać się. W końcu w liceum chodzenie ze sobą to coś normalnego, wręcz naturalnego. Nie ma tam ani jednej osoby, która zapewne z nikim nie chodziła. A ja nie miałam nigdy "chłopaka". Nie licząc Erica. Ale on to... Eric. Mój przyjaciel, który mnie teraz nienawidzi i uważa za coś kim Anioł, nawet Upadły, nie powinien być.
Uniosłam wzrok i zobaczyłam go. Pięknego opierającego się o moją szafkę pozując jak model. Podniósł głowę i spojrzał na mnie. Po sercu rozlało się przyjemne ciepło, gdy się uśmiechnął. Zaczęłam iść szybciej, by jak najprędzej mieć go w swoich ramionach. On również ruszył.
Co do...
Minął mnie.
Odwróciłam się i zobaczyłam, że się przytula do jakiejś innej dziewczyny. Pocałował ją. W USTA!! Nie ona go, on ją!!
Zacisnęłam wargi, by nie krzyknąć. Cała drżałam. Byłam strasznie wkurzona!! Jak on może? Całuje się z inną, gdy prawię się ze mną przespał. Dupek. Skończony dupek!! Wyklinałam go podchodząc do szafki i biorąc rzeczy z niej. Trzasnęłam drzwiczkami, tak mocno, że cały korytarz się zatrząsł, ale Simon nie oderwał warg od ust dziewczyny. Wydawali się tego w ogóle nie zauważyć. Byli zbyt pochłonięci badaniem swoich gardeł językami.
Smutna i spragniona Simona poszłam na lekcję.

                                                                         
Wiem, baaardzo krótki rozdział, bo baaardzo trudno się opisuję, według mnie, emocję. ^^ A chciałam Was zostawić w takiej dramatycznej chwili :D W końcu jak tak można potraktować moją ukochaną Melodie?! :c Muszę się przyznać, lubię jak ją stworzyłam :D
Dobra, koniec moich przechwałek :x Teraz powaga. Zauważyłam, że mam nowych czytelników z czego jestem strasznie dumna ^^ I witam Was!! :D Mam nadzieję, że Was nie zawiodę i dam radę spełnić Wasze oczekiwania ^^ A jeśli nie, to mnie ochrzańcie i powiedzcie to co macie na wątrobie i powiedzcie co Wam się nie podoba :D Z przyjemnością wysłucham i postaram się zrealizować Wasze pomysły!! ^^ Słowo honoru MjGabi ;)
Kala, jestem Ci bardzo wdzięczna za wytknięcie błędów :D Staram się już nie nadużywać tych słówek i jestem na dobrej drodze z walką z tym!! ^^ Jak jeszcze coś zauważysz, pisz śmiało :D Nie ugryzę ;) Chociaż może... xD
Nat, jestem Tobie bardzo wdzięczna za to, że mnie jakoś odciągnęłaś od pomysłu, by porzucić blog. Bardzo ci również dziękuję, za wszystkie miłe słowa i za te typu "idiotko! Co ty, coś cię główka boli?!". Bardzo Ci za to dziękuję ^^ Odciągaj mnie od głupot, które mi przychodzą do głowy :D
Jestem również wdzięczna Wam. Tylko Wy sprawiacie to, że blog wciąż istnieje i jakoś zipie :D Po upadkach sprawiacie, że wciąż wstaje na nogi ^^ Dziękuję :D

P.S. w komentarzach wytknijcie mi wszystko co Wam się nie podoba ;) Dziękuję jeszcze raz :D Kocham Was <3










poniedziałek, 14 października 2013

Rozdział 10.

                                          Rozdział 10. 


Policzki płonęły mi z nieznanej przyczyny. Może dlatego, że wciąż czułam to podniecenie, gdy całowałam klatkę piersiową Simona, a może dlatego, że zostaliśmy przyłapani, gdy rozpinałam mu rozporek? Nie wiem. Czułam się upokorzona. Ale nie żałowałam tego co zrobiłam. Byłam z tego szczęśliwa. Nawet gdybym wiedziała, że zostaniemy przyłapani na okazywaniu sobie czegoś więcej niż zwykła sympatia przez Anioła i mojego "chłopaka" zrobiłabym to. Mogłabym posunąć się jeszcze dalej. Mogłabym pozwolić mu stopić się ze mną w jedno ciało. 
Kocham Simona a on mnie. I tylko to się liczy. 
Jechałam z Eric'em do domu. Nie odzywał się do mnie ani słowem. Zraniłam go. Chyba. Nie byliśmy razem, więc jak mogłam go zranić tym, że prawię się przespałam z Simonem? Nie rozumiem tego. Nie rozumiem ludzi. Są dziwni. Niby udają, że wszystko jest okej, ale nie jest. Więc po co udają? Nie łatwiej, by im była jakby to z siebie wyrzucili? Chciała, żeby Eric zaczął na mnie krzyczeć, robić mi wyrzuty. Może by mu ulżyło. Bo mi nie jest przykro. Dla mnie może się do mnie nie odzywać przez parę wcieleń. Mam to gdzieś. Chodzi mi o to, żeby mu było lżej w moim towarzystwie. Wciąż go lubię. Lubię jak się uśmiecha, patrzy na mnie... Całuje. Ale mam Simona. Może go zastąpić w każdej z tych rzeczy. O matko, myślę jak pustak!! Co to ma być? Co jest ze mną nie tak? 
-Eric, powiedz coś-poprosiłam z nadzieją w głosie. 
-Co mam niby powiedzieć do cholery?-wkurzył się.-Widziałem cię leżącą na O'Conorze! Co mam powiedzieć? Świetnie wyglądasz bez stanika i leżąc na nim? Skłamałbym. Ale...-głos coraz bardziej mu drżał. Otarł rękawem łzę spływającą po policzku.-Zawsze myślałem, że ty i on jesteście tylko przyjaciółmi, miałem taką nadzieję. Ale widzę, że się myliłem. I to bardzo. Przyjaciele na sobie nie leżą. 
-Eric, to nie tak... A z resztą! Co się będę przed tobą tłumaczyć? Sam powinieneś zrozumieć co się między mną a Simonem stało. Nie jesteś małym chłopcem. Nie muszę ci tego tłumaczyć. Wiesz co to jest seks i na stówę masz wprawę w praktyce, więc nie rób z siebie większego idioty niż jesteś!-wkurzyłam się. 
-Co ma do tego moje doświadczenie w tym? Gadamy o tobie, a nie! Rozczarowałaś mnie i tyle. Mam gdzieś te twoje widzi-mi-się. Zraniłaś mnie. Byliśmy razem, a ty przelizałaś się z nim i o mal nie wsadził ci tego co ma w spodniach. 
-Och, nie rób tak-uprzedziłam go, gdy wywrócił oczami. 
-Czego?-warknął.
-Tego-i wywróciłam oczami.-Nie jesteś zbuntowaną nastolatką!
-Ah, tego-prychnął.-Okej, nie będę, jak ty przestaniesz dawać tego i owego na prawo i lewo co jest zapewne nie możliwe. 
Wkurzyłam się. 
-Zwolnij, chcę wysiąść. 
-Z wielką chęcią. 
Zrobił to. Zjechał na pobocze i dał mi wysiąść. Cała aż drżałam. Nogi miałam jak z waty. O mal się nie wywróciła, gdy trzasnęłam drzwiami. Eric posłał mi spojrzenie, które by mogło zabić. 
-Spadaj-warknęłam odwracając się na pięcie. 
-Okej!-krzyknął za mną. Pokazałam mu środkowy palec.
-I krzyżyk na drogę! 
                                               

                                                           ***


Upadłam na sofę wykończona dzisiejszym dniem. Cała aż drżałam z emocji, które mnie ogarnęły. Gniew. Furia. Chęć zamordowania Erica.
Podniecenie. 
Simon. 
Zamknęłam oczy chcąc zatracić się w wspomnieniu o nim. Widziałam znów jego oczy pełne żądzy i miłości. Gdy jego język łaskotał moją skórę na szyi. Jego palce zaciskające się na moich piersiach w akcie miłości. Jego westchnienie, gdy rękę wsunęłam mu pod dżinsy. To wszystko wydawało się takie odległe, a wydarzyło się zaledwie pół godziny temu....
Ale co teraz mam zrobić? Mam go zabić a on o tym nie wie. Co teraz? Musi zginąć w przeciągu tygodnia. Ale jak tego dokonać?
Musi zginąć.
Ale nie z mojej ręki.
Uśmiechnęłam się sama do siebie.



środa, 9 października 2013

Rozdział 9.

                                             Rozdział 9.

Myślałam, że najgorszym uczuciem jakie mogę sobie wyobrazić jest to upokorzenie, które czułam, gdy był Anielski Sąd. Nawet nie wiedziałam, że tak mogę się pomylić. Patrzenie jak Simon cierpi jest o wiele gorsze. I te jego spojrzenie z... nieufnością. To było gorsze nawet od bólu, który czułam, kiedy wyrywali mi skrzydła. Zniszczyłam jego całe życie. Uświadomiłam go kim naprawdę jest. I widzę, że sobie wszystko przypomina krok po kroku.
Opadł na poduszki. Widziałam jak jego twarz robi się zmęczona i zamyka oczy. To był jak policzek. Wolałam patrzeć na niego, ale on się ode mnie odgrodził na dobre. Nawet myślami. Nie mogłam nic wyczytać. Odgrodził się nawet myślami. Wszystkim. Zostało tylko jego ciało.
-Nie wierzę...-wychrypiał.
-Wiem i rozumiem. To nie jest możliwe byś uwierzył w to od razu..
-Nie o to mi chodzi-powiedział siadając na łóżku.-Nie wierzę, że dopiero teraz mi to mówisz, Melodie. Ufałem ci, wierzyłem w każde twoje słowo, a ty dopiero teraz mi to mówisz. Dlaczego? Mogłem wiedzieć wcześniej! Nie wierzyłaś mi? Nie miałaś pewności? -wstał i podszedł do mnie. Dotknął mojej twarzy. Czułam, że całe ciało mi drętwieje. Czuję tylko mocno uderzające serce i urywane oddech w płucach. -Dlaczego?
Dlaczego?
-Bałam się...-wyszeptałam nie odrywając oczu od zielonych tęczówek Simona.
-Czego?
-Jak zareagujesz...
Pochylił się tak, że prawię mnie dotykał wargami. Chciałam zrobić krok do przodu, by poczuć ich smak, miękkość... Ale się powstrzymałam. Ugryzłam się w nią, by trochę się opamiętać.
-Uwierzyłbym ci. Wierze w każde twoje słowo. We wszystko-wyszeptał jakby składał mi obietnice.-Nie rozumiesz tego? Nie zauważyłaś?
-Czego?
-Tego co do ciebie czuję.
I zbliżył się do mnie na tyle, by nasze wargi się połączyły. To mi wystarczyło, by uwierzyć w to co powiedział. Ten gest...
Przytuliłam się do niego i mocniej przywarłam do jego warg z mocno bijącym sercem, które uderzało o żebra prawię je łamiąc. Były takie miękkie, takie słodkie, spragnione... Moje. Pieściły moje wargi jakby pragnąc żebym poczuła swój smak. Z przyjemnością poddałam się tej pieszczocie pozwalając zrobić Simonowi ze mną co tylko będzie chciał.
Jego dłonie powędrowały ku końcowi koszulki i zagłębił tam rękę. Zadrżałam, gdy dotknął mojej piersi a kciukiem zaczął zataczać malutkie kółka. Westchnęłam wyginając się w łuk. Drugą dłonią wziął mnie za pośladek lekko unosząc, nie przerywając pieszczot szyi, pozwalając żebym oplotła o jego biodra nogi. Zrobiłam to. Podtrzymywał mnie pieszcząc palcami plecy. Przywarłam do jego warg ponownie kompletnie zapominając o bożym świecie. Byliśmy tylko my.
Tworzyliśmy jedność.
Położył mnie delikatnie lecz stanowczo na łóżku i odsunął się ode mnie. Zrobiło mi się smutno, ale mi to wynagrodził. Zdjął koszulkę. Poruszył delikatnie ramionami, tak jakby miał skrzydła i chciał polecieć. Nachylił się, by znów mnie pocałować, ale nie pozwoliłam na to. Chciałam poznać jego klatkę piersiową. Cała. Więc zwinnym ruchem zrobiłam manewr, który pozwolił mi znaleźć się na górze. Usiadłam na nim okrakiem i poczułam na udzie to co miał w spodniach.
-Jesteś śliczna-wysapał dotykając moich ud.
-Zdjąć je?-zapytałam łapiąc na koniec koszulki.
-Im mniej ubrań tym lepiej.
Zrobiłam to.
Pochyliłam się i zaczęłam całować jego klatkę piersiową. Przejeżdżałam językiem wszędzie gdzie się da. Czułam jak się napina i jak cichutko jęczy, gdy się zbliżam tam gdzie wiem, że dotyk sprawi mu najwięcej przyjemności. Dlatego je omijałam. Smakował jak coś baaardzo słodkiego i pięknego. Czułam pod językiem jego napięte mięśnie. Wygiął plecy w łuk z jękiem. Dłonie położył mi na plecach i poczułam, jak manewruje przy staniku, który spadł na jego piersi. Zrzuciłam go na ziemię i nie przestawałam go pieścić.
-O Boże-jęczał.
-Ja nie Boże-wychrypiałam między liźnięciami.-Jestem Wagabunda.
-Waga-bunda-wyjęczał, gdy zaczęłam rozpinać mu spodnie.
Chciałam tego. On również. Chcieliśmy stać się jednością. Archanioł i Upadła. Chcieliśmy się kochać. Na Ziemi Przeklętych. Po co? Nie wiem. Ale wiem, że się pociągamy najbardziej na świecie. Wszystko w nim mnie pociąga. Wszytko. Nawet ten pieprzyk tusz nad wargą...
-C-co się tu dzieje do cholery?!
Spojrzeliśmy w stronę drzwi wystraszeni. Zrobiło mi się słabo.
Jak to musi wyglądać...
Ja siedzę okrakiem na Simonie bez koszulki, bez stanika, ale jego dłonie zasłaniają wszystko co najważniejsze. On w pół zdjętych spodniach również nagi od pasa w górę. Wspaniale. A najgorsze jest to, że w progu stoi on i ona.
Eric i Maia.
Eksra...
Mamy przesrane...



sobota, 5 października 2013

Rozdział 8.

                                         Rozdział 8.


Myśli. Napięcie, które może zostać rozładowane tylko w jeden sposób. Chęć poczucia bliskości innej osoby, która tańczy lub z kimś rozmawia. Poczucie czegoś czego nie powinno się czuć w normalny sposób. Szybkie bicie serca. Szybkie ruchy bioder. Dźwięk uderzających o siebie ciał. Szybkie oddechy. Niespokojne ulatniające się myśli. Krzyk zamierający w gardle. Ciche westchnienia. Prąd przechodzący po całym ciele....
Zacisnęłam pięści i szłam dalej ignorując wszystkich w okół. Nie chciałam słuchać tego co właśnie słyszałam. Była za bolesne. Za osobiste. Chciałam to sama przeżyć a nie z tą osobą, która była w tym domu z kimś innym niż... Niż Danielem. Trudno o nim myśleć jak o kimś lepszym od siebie. Zawsze był miły, traktował wszystkich na równi. Ale teraz, teraz nie mogłam myśleć o nim jak o takim. Muszę to zrobić. Muszę. Inaczej będę musiała zrobić coś czego nie chcę.
Zabić.
Dwoma susami pokonałam schody co okazało się dziwnie łatwym zadaniem zważając na to, że miałam na sobie opinające uda dzwony. Poprawiłam je i poszłam do pokoju Simona. Czułam jego myśli. Trudno to wyjaśnić, ale wiedziałam, że tam jest. Po prostu wiedziałam. Jakiś głosik w mojej głowię mnie o tym poinformował. Jakby GPS. Idź prosto. Za 20 kroków skręć w lewo. Otwórz drzwi. Uśmiechnij się i wejdź. I zrób to. 
I zrobiłam.
Wzięłam głęboki żałując, że to zrobiłam. Na jego łóżku była ta dziewczyna, która mnie i Erica przywitała z jakimś innych chłopakiem niż Simon. Właśnie... Lepiej nie wiedzieć co robili. Ale byli prawię nadzy. Spłoszona dziewczyna narzuciła koszulkę na siebie, poprawiła spódniczkę i wybiegła z pokoju. Chłopak został z ręką na rozporku. Zacisnął usta i też wybiegł wołając za nią. Obejrzałam się za nim. Upewniłam się, że nie wrócą i weszłam. Nie dziwię się, że się pomyliłam. Cały pokój był pod czarem Aniołów. Było o dziwo dobrze rzucone, więc nie mogła tego zrobić Anna Rosa. Wyczuwałam tylko Simona. Tą piękną, wyraźną woń, dzięki której o mal nie wessałam sobie do nosa jego poduszki. Westchnęłam przytulając ją do siebie, by lepiej czuć ten zapach....
-Ej, co tu robisz?
O mal nie poleciałam w tył. SIMON!!! O cholera! Widział mnie wąchającą swoją poduszkę. Czułam jak na policzki wychodzą mi rumieńce i rzuciłam ją w kąt.
-Ee, szukałam cię?-wyjąkałam.
Zmarszczył czoło zakładając ręce na piersi.
-W poduszce?
-Yyyyy, nom. Może lubisz się w niej ukrywać?-wzruszyłam ramionami. -Ale, jak widzę, nie.
-Kto normalny ukrywa się w poduszce?-zapytał rzucając się na łóżko, które ugieło się pod jego ciężarem. Założył ręce za głowę i nogę na nogę. Zamknął oczy z leniwym uśmiechem na wargach, który zapierał wdech w piersiach. -Ale wiem, że kłamiesz. Czegoś ode mnie chcesz. Tylko czego?
Cholerne moce Archaniołów. Nawet w ciele człowieka mają swoje zdolności do rozpoznawania kłamstwa. A wiedzcie, że dobrze kłamię. W tym świcie ta umiejętność jest potrzebna. Przez wieki obserwowania ludzi nauczyłam się. I dobrze.
-Chodzi o to, że...-zaczęłam, ale ugryzłam się w język.-Ehh, już nic.
Uniósł brew wpatrzony we mnie.
-Nie no, mów o co ci chodzi, Melodie-zachęcił.
Melodie... Z jego ust moje imię brzmi tak ładnie. Jak obietnica. Jak... zawołanie, by go pocałować. Wargi układają mu się kusząco mówiąc każdą literę. Każdą sylabę. Każdą samogłoskę. Każdą głoskę...
Wstałam zmieszana.
-To już nie istotne.
Usiadł i popatrzył na mnie.
-No ej, no powiedz. Chciałaś mi coś powiedzieć.
-Taa, ale i tak mi nie uwierzysz-wzruszyłam ramionami.
-No mów!!
Ugryzłam się w wargę. Poczułam smak krwi w ustach.
Co zrobić? Powiedzieć? Zamilknąć? A może wyrwać sobie język, by nigdy mu tego nie powiedzieć? Co do cholery począć?
Nie widziałam jego twarzy, bo stałam tyłem, ale wiedziałam, że się na mnie patrzy i oczekuje czy mu powiem czy nie. Widziałam w myślach twarz Simona z tymi zielonymi oczami, słodkim kosmykiem opadającym na czoło...
-Okej.-zgodziłam się. -Jesteś Archaniołem, Danielu....